Finał serialu Star Wars: Rebelianci (org. Star Wars: Rebels) zrodził w moim umyśle dwa przemyślenia, którymi chciałbym się podzielić. Dotyczą one kolejno: ukazywania przemocy i ogłupienia żołnierzy imperium. Niniejszy wpis poświęcony jest pierwszej z tych kwestii, a ten dotyczący drugiego problemu powinien pojawić się w niedalekiej przyszłości (bądź nigdy, różne są koleje losu, czasu i złośliwości rzeczy martwych).
Uwaga! Niniejszy wpis zawiera spoilery do czwartego sezonu Star Wars: Rebelianci!
Czwarty sezon jest zdecydowanie najlepszą częścią serialu. |
Głębsza refleksja na temat przemocy w serialu zrodziła się podczas oglądania odcinka Nadzieja Głupca (org. A Fool's Hope), gdzie mamy sekwencję, w której to szturmowcy są, praktycznie rzecz biorąc, rozrywani na strzępy przez wielkie wilki. Szczególnie niepokojąca jest scena, w założeniu zapewne o charakterze humorystycznym, kiedy jeden z żołnierzy imperium krzycząc wspina się na rusztowanie, by uciec przed wilkami, co nie udaje się, a rzeczone bestie dopadają go. Zaraz obok z kolei widać jak dwa wilki starają się rozerwać innego szturmowca na sztuki. Niniejsze sceny wydały mi się bardzo nie na miejscu, zwłaszcza, iż produkcja ta kierowana jest do młodszego widza, aniżeli poprzednie Wojny Klonów.
W toku rozumowania doszedłem do wniosku, iż przyczyną, dlaczego niniejsza scena wiąże się z aż taką przesadą, jest niekonsekwencja w pokazywaniu przemocy w kontekście całego serialu. Prowadzi ona do dysonansu burzącego spójność świata przedstawionego, który, co tutaj dużo mówić, jest zbudowany niekonsekwentnie już u samych podstawy, ale to właśnie sposób ukazywania przemocy najlepiej to obrazuje. By jak najlepiej to przedstawić pozwolę sobie porównać w tym względzie Wojny Klonów z Rebeliantami. Oczywiście należy na wstępie zaznaczyć, iż grupa docelowa w obu przypadkach jest inna, co dodatkowo działa na niekorzyść młodszego serialu.
Niniejsza scena dość dobrze obrazuje ile przemocy oferują Wojny Klonów.
Wojny Klonów nie patyczkowały się w pokazywaniu przemocy. Oczywiście podstawowymi przeciwnikami są droidy i wszelkiego rodzaju inne roboty, co nie przeszkadzało w ukazywaniu tego jak miecze świetlne po prostu tną je na kawałeczki. Niemniej nie inaczej jest w przypadku istot żywych. Co i rusz ktoś zostaje postrzelony, zazwyczaj śmiertelnie (zwykle są to klony), a w przypadku starć, w których uczestniczą użytkownicy mocy, niejednokrotnie zostają odcinane kończyny, przebijane serca, czy odcinane głowy i to wszystko dzieje się na ekranie, praktycznie rzecz biorąc bez ukrywania za obiektami tła, czy cięciami. Doskonałym przykładem na to jest scena, w której Ahsoka jednym cięciem dekapituje czterech mandalorian, albo Maul uśmierca pokonanego w pojedynku Pre Vizslę. Do tego wszystkiego występują sceny skręcania karków, śmierci w wyniku eksplozji, bądź upadku z dużej wysokości, jak i tortury. Coś, co jednoznacznie jest przejawem czystej brutalności i okrucieństwa.
Jedna ze scen tortur w Rebeliantach.
Jak to się ma w przypadku Rebeliantów, którzy jak już zostało wspomniane, są kierowani do młodszego odbiorcy? Praktycznie tak samo. Uświadczymy śmierć od postrzałów, upadku z wysokości, wessania w próżnię, w wyniku eksplozji (jeszcze do tego wrócę), zestrzelenia w potyczce myśliwców, czy rozszarpanie przez dzikie zwierzęta. Nie zobaczymy natomiast utraty kończyn, czy jakiegokolwiek bezpośredniego uszczerbku na zdrowiu od miecza świetlnego. Zrozumiałe jest to w przypadku głównych bohaterów będących jedi, ale w przypadku użytkowników ciemnej strony? Mamy pierwszy zgrzyt. Kolejnym jest fakt, że nawet jeżeli nie mamy ukazywanych morderczych możliwości miecza świetlnego, to nadal występują sceny tortur, czy spalenia żywcem, czyli czegoś nieodpowiedniego dla młodego widza. Należy w tej chwili powiedzieć o jeszcze jednej ważnej kwestii. W Wojnach Klonów głównymi przeciwnikami były droidy i to ich statki w przeważającej liczbie były wysadzane po stronie “tych złych”. Raczej o zbytnich obiekcjach moralnych nie może być mowy (w końcu mamy wojnę), ale nie jest to już taka czysta sprawa, kiedy wysadzane są statki i placówki, w których to pracują żołnierze i personel, a oni są przecież żywymi ludźmi (bądź innymi istotami). Gdyby to byli tylko żołnierze to jeszcze można by jakoś zrozumieć, ale np. personel sprzątający? Nieuzbrojeni ludzie? Kulminacyjnym tego przykładem jest wysadzenie bazy imperium na Lothal w ostatnim odcinku. Zasadniczą różnicą jest to, że postacie nie giną bezpośrednio na ekranie. Ich śmierć nie jest jasno ukazywana, niemniej trzeba mieć świadomość tego, że ten wyrzucony przez okno szturmowiec z całą pewnością zginie, tak samo jak wszyscy ci, którzy byli na pokładzie eksplodującego niszczyciela.
Scena od 2:23 do 2:36 jest tą, która skłoniła mnie do napisania niniejszego wpisu.
Niniejsze przykłady są wystarczającą podstawą do tego, by jasno stwierdzić, iż Rebelianci mają poważny problem z ukazywaniem przemocy. Przyczyn niniejszego stanu rzeczy nie można doszukiwać się jedynie w niekompetencji scenarzystów, czy samego Disneya, ale również w nieprzemyślanej koncepcji serialu oraz konstrukcji uniwersum Gwiezdnych Wojen, które od zawsze były dość brutalne. Duszenie mocą, wysadzanie Gwiazd Śmierci, odcinanie kończyn, głów (pozdrawiamy hrabiego), ale w filmach zasadniczo nie zobaczymy tortur (filmy oglądałem dawno temu, niewykluczonym więc jest, iż moja pamięć szwankuje), a w serialach już tak. Stąd też problemy Rebeliantów sięgają bezpośrednio podstawowych założeń, wedle których musiano połączyć brutalne realia wojny partyzanckiej z opowieścią kierowaną do młodych ludzi, jak nie dzieci.
W ostatecznym rozrachunku nie przeszkadza to, w większym stopniu, w poznawaniu historii opowiadanej w serialu, lecz wrażenie niespójności jest odczuwalne i rzutuje na ostateczny poziom tej produkcji, który mógł być jeszcze wyższy, gdyby tylko podstawowe założenia zostały lepiej przemyślane oraz twórcy byli konsekwentni (chociaż może w tym wypadku to i lepiej, że w ostatnim sezonie pozwolili sobie na więcej).
Komentarze
Prześlij komentarz