Trzeci sezon Star vs The Forces of Evil rozpoczął się 15 lipca 2017 roku emisją Battle For Mewni, czyli czegoś pokroju filmu będącego tak naprawdę pierwszymi czterema odcinkami. Owe epizody są jednocześnie zasadniczym finałem głównego wątku z sezonu drugiego oraz wstępem do opisywanego. Poskutkowało to tym, że dla jak najlepszego przedstawienia całości pojawią się spoilery do niniejszej Bitwy, a co za tym idzie zalecam najpierw zapoznać się z pierwszym fragmentem recenzji, obejrzenie Battle For Mewni i dokończenie lektury. By formalności stało się zadość, dodam na koniec, że niniejszy sezon składa się z 21 odcinków, a jego emisja zakończyła się z dniem 7 kwietnia 2018 roku.
Przeniesienie akcji na Mewni było potrzebnym powiewem świeżości. |
Bitwa o Mewni została naznaczona największymi przywarami oraz zaletami obu sezonów, które spaja. Z jednej strony mamy epizody nastawione w całości na fabułę, mające na celu rozwój bohaterów, świata przedstawionego jak i samej intrygi. Obok nich nadal jednak uświadczymy takie w całości nastawione na humor, który jak to opisywałem już w poprzedniej recenzji, w takiej formie nie jest najlepszym elementem serialu. W kwestii samego zakończenia głównego wątku sezonu drugiego to jest ono, że tak to ujmę, specyficzne. Jego odbiór jest bardzo subiektywny, ściśle powiązany z oczekiwaniami widza względem postaci Toffiego oraz uknutej przez niego intrygi. Niemniej odcinki te wskazują już bardzo wyraźnie no to, co sezon trzeci wyróżnia na tle pozostałych, czyli konsekwencje.
Konsekwencje są słowem kluczowym dla niemal wszystkich odcinków serii trzeciej – nawet świąteczne się tutaj łapią. Pociąganie postaci do odpowiedzialności za ich czyny w starszych epizodach w dużej mierze nie występowało, a problemy były albo zamiatane pod dywan, albo też przejmowane przez postacie drugoplanowe. W tym sezonie wszystkie postacie ponoszą konsekwencje swoich czynów, czy to poprzez odbicie na ich światopoglądzie, relacjach z innymi, czy też, że tak to ujmę, ich stanie materialnym. Co do samej opowieści jako takiej to cechuje ją nadzwyczaj dobre tempo, dobrze dozowane napięcie wieńczone satysfakcjonującymi zwrotami akcji oraz towarzyszące temu poczucie zagrożenia. Sam początek po Bitwie o Mewni może wydawać się dość leniwy, lecz stanowi on wymaganą podbudowę dla całej reszty. W kwestii tematu przewodniego ograniczę się tylko do stwierdzenia, iż jest nim sama Mewni oraz rodzina Butterfly.
Relacje pomiędzy postaciami stanowią jeden z filarów trzeciego sezonu. |
Postacie, jak zawsze w tym serialu, stoją na wysokim poziomie, a nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, iż w sezonie trzecim są najlepsze. Nie chodzi tutaj tylko pojawienie się naprawdę interesujących person pokroju Eclipsy, ale również o niespotykany na dotychczasową skalę rozwój znanych już bohaterów. Tyczy się to przede wszystkim Star oraz Moon, z czego ta druga jest moim skromnym zdaniem genialna, jak również postaci Marco, czy Toma, ale na nich się to nie kończy. Nie chodzi tutaj tylko o ich rozwój jednostkowy, gdyż niezwykle istotny wątek stanowią zmienne relacje pomiędzy kolejnymi osobami. Pokazywane są nam inne strony ich osobowości, nie zawsze ładne, ale nie jest to w najmniejszym stopniu zarzut, a zaleta, gdyż bohaterowie stają się dzięki temu jeszcze bardziej ludzcy oraz ciekawi, a miejscami wręcz tragicznymi. Wspomniane już relacje mogą stanowić dla niektórych sól w oku, ponieważ potrafią być męczące, lecz w ostatecznym rozrachunku dodaje to im wagi oraz doskonale pokazuje, iż nie zawsze jest łatwo, a bywa m.in. nieprzyjemnie.
Wizualia od strony czysto graficznej nie przechodzą większych zmian, a raczej są szlifowane osiągnięcia wypracowane w sezonie drugim. Innymi słowy tła oraz projekty postaci pozostają na tak samo dobrym poziomie oraz różnorodności – miejscami można doszukać się drobnych poprawek. Poza tym jeszcze bardziej wzrosła dynamika scen akcji. W głównej mierze mam tutaj na myśli choreografię walk, których nie ma tak wiele jak przedtem, ale stoją one na o wiele wyższym poziomie realizacyjnym. To samo tyczy się efektów specjalnych, które nie naruszających spójności wizualnej kadrów.
Pomimo, iż nie uświadczymy w tym sezonie piosenek, jego ścieżka dźwiękowa wybija się ponad swoje poprzedniczki. |
Udźwiękowienie jest nadal bardzo dobre z wyjątkiem muzyki, która jest po prostu świetna, a miejscami wręcz genialna – zwłaszcza w ostatnich odcinkach. Nie ogranicza się ona do jednego typu utworów, a czerpie z różnych stylistyk, jak i nastrojów. Doświadczymy zarówno podkładów ciężkich, miejscami wręcz emanujących nutką gotyku, jak i oczywiście charakterystycznych dla serii motywów baśniowych. Koronnym tego przykładem jest ścieżka dźwiękowa z drugiej połowy ostatniego odcinka sezonu. Wartym wspomnienia jest również nowe, o wiele dynamiczniejsze, outro odwołujące się do motywów z anime, a przy tym będące w moim odczuciu dobrym kawałkiem muzyki.
Dobrze wiedzieć, że scenarzyści uczą się na swoich błędach, a dobra historia jest priorytetem. |
Podsumowując muszę stwierdzić, iż mam nadzieję, że sezon trzeci Star the Forces of Evil nie jest szczytem możliwości jego twórców, a sposób w jaki niniejsze odcinki były prowadzone, ich powiązania, zależności i mające dobre podstawy konsekwencje, pozwalają mi z czystym sercem takie nadzieje snuć. Sezon ten pozbywa się wreszcie nadmiaru zbędnego, głupkowatego humoru na rzecz fabuły, postaci, jak również emocji, których u widza trochę brakowało. Oczywiście nie obyło się bez drobnych błędów, czy mogących budzić pewne wątpliwości zabiegów fabularnych, lecz całościowo sezon trzeci jest bardzo dobry i z czystym sumieniem polecam go jako jedną z najlepszych rzeczy oferowanych przez współczesny przemysł animacji telewizyjnej.
Komentarze
Prześlij komentarz