Przejdź do głównej zawartości

Carmen Sandiego [Netflix] – Opinia



Netflixowa wersja Carmen jest pierwszą, z którą się zetknąłem, ponieważ do tej pory nawet nie słyszałem o niniejszej postaci, czy produkcjach z jej udziałem. Podszedłem więc do serialu bez jakiegokolwiek śladu nostalgii, czy uprzedzeń. Jednocześnie należy zaznaczyć, że niniejszy wpis nie jest pełnoprawną recenzją, a jedynie opinią, więc nie należy oczekiwać najpełniejszej analizy.

Złodziejka okradająca złodziei…
Zaserwowana opowieść jest w porządku, ot tymi słowy można ją zasadniczo podsumować. Główna linia fabularna posiada zwroty akcji, a historia toczy się spójnie przez cały sezon, jednakże nie jest niczym szczególnie odkrywczym. W wielu przypadkach uświadczymy raczej znane motywy, czy rozwiązania fabularne, niemniej minimum poprawnie poprowadzone. Zdarzają się oczywiście momenty szczególnie ciekawe, jak również takie, które absolutnie nic nie wnoszą do historii. W tej drugiej kategorii umieszczam przede wszystkim wstawki edukacyjne, że tak je określę.


Dowiedziałem się mianowicie, że w swoich poprzednich inkarnacjach Carmen była jedynie pretekstem w serialach edukacyjnych mających na celu uczyć młodych ludzi na temat geografii, różnych krajach świata, czy obcych kulturach. I to właśnie do tego dziedzictwa nawiązują owe wstawki, które jednakże nie mają zasadniczego znaczenia w fabule. Nie będę ukrywał, że momenty te są czystą, nudną ekspozycją i odrobinę wybijają z nastroju całości. Moim zdaniem czas ekranowy przez nie zajmowany można było lepiej spożytkować i np. wzbogacić warstwę fabularną.

...o takim sobie charakterze…
Nie będę ukrywał, że spodziewałem się po postaci Carmen czegoś więcej. Jej osobowość jest zasadniczo dobrze zarysowana, co nie wyklucza jednowymiarowości. Nie czyni jej to oczywiście postacią nieciekawą, lecz dość standardową. Archetyp osobowościowy, na którym ją zbudowano został już w kulturze popularnej, przynajmniej w takiej formie, dość mocno ograny i wyeksploatowany. Potencjał jak najbardziej istniał, zwłaszcza gdyby zdecydowano się na stworzenie bohaterki niejednoznacznej, w odcieniach szarości, którą można by interpretować z wielu perspektyw czy na różne sposoby, a tak otrzymaliśmy zasadniczo jednoznacznie dobrą postać. W skrócie szkoda zmarnowanego potencjału.



...ale z grupką niezłych czarnych charakterów…
Antagoniści, a dokładniej stojący na samym szczycie hierarchii arcyzłole, są jedną z najlepszych rzeczy, jaką ów serial może się poszczycić. Z jednej strony pozostają to oczywiście mniej lub bardziej pospolite archetypy złoczyńców w rodzaju damy, czy szalonego naukowca, lecz jako postacie zarysowano je tak, że nie wydają się jednowymiarowi. Większość z nich posiada co najmniej po kilka cech charakteru, różnorodne motywacje, sposoby bycia, czy też niejednoznaczny wpływ na historię. Dla mnie najciekawszymi scenami w serialu były zawsze te, gdzie mogliśmy obserwować poczynania głównej piątki antagonistów, jak odnoszą się do siebie nawzajem, w jaki sposób współdziałają, czy myślą. Zdecydowanie moim ulubieńcem z tej zgrai jest pani doktor wyspecjalizowana w zaawansowanej technologii, która w międzyczasie potrafi oglądać koty w internecie. Dla mnie najlepszy żart w całym serialu.

...i w ładnej sukience.
Nie można ukrywać, że Carmen pod względem audiowizualnym jest urodziwa, szczególnie w niektórych scenach. Design wizualny całego serialu z jednej strony operuje prostotą, geometrycznymi kształtami i miękkimi kolorami, a z drugiej nie przesadza i tła pozostają na tyle szczegółowe by nie wydawały się puste. Większość postaci została dobrze przemyślana pod względem projektu estetycznego i jest charakterystyczna. Sama warstwa animacyjna też nie odstaje, ruchy są płynne, a sceny akcji dynamiczne. Jedyne do czego mogę się przyczepić to rzadkie pojawianie się zabrudzeń, czy jakichkolwiek innych elementów graficznych świadczących o zużyciu, zabrudzeniu, czy uszkodzeniu obiektów w kadrze. Niemniej i tak wypada lepiej niż tragiczny pod tym względem Dragon Prince.

Dlaczego przedstawiciele prawa praktycznie zawsze są niekompetentni, eh.

Warstwa dźwiękowa jest również wykonana całkiem nieźle. Słychać, że aktorzy czują postacie, którym użyczają głosu, zarówno w wersji angielskiej oraz polskiej, a udźwiękowienie otoczenia nie wydaje się sztuczne. Tym, co mnie lekko zauroczyło to muzyka, a w szczególności motyw z czołówki, ponieważ nieźle zapada w pamięć i po prostu przyjemnie jest go posłuchać.

Konkluzja.
Carmen Sandiego bez wątpienia nie jest serialem złym czy niedorobionym. Pod względem audiowizualnym prezentuje się dobrze, oczywiście nie pozostaje niczym wybitnym, ale też w żadnym razie nie razi. Gorzej wypada jednak sama opowieść oraz główna bohaterka, ponieważ oba te elementy mogłyby być zrealizowane w sposób ciekawszy, mocniej angażujący, bardziej intrygujący oraz mniej sztampowy. Na całe szczęście finał pierwszego sezonu pozwala snuć pod tym względem pewne nadzieje. I proszę, niech zrezygnują tych wstawek z ciekawostkami krajoznawczymi!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Infinity Train – Recenzja

Infinity Train jest miniserialem stworzonym przez Owena Dennisa, wyprodukowanym i emitowanym przez Cartoon Network. Odcinek pilotażowy został ukazał się w 2016 roku, zaś premiera właściwego serialu nastąpiła 5 sierpnia 2019. Składa się on z 10 odcinków w formacie 11-minutowym, podobnie jak to miało miejsce z Over The Garden Wall . Produkcja opowiada o wędrówce dziewczyny imieniem Tulip, której celem jest rozwikłanie zagadki tajemniczego pociągu i wydostanie się z niego, co jednak nie jest takie proste biorąc pod uwagę nieskończone możliwości kreowane przez niecodzienne warunki występujące w nieskończonej liczbie wagonów. Od strony fabularnej Infinity Train jest serialem łączącym epizodyczność z ciągłą fabułą, bowiem każdy z odcinków prezentuje w swych ramach małą opowieść, jednocześnie składając się w jedną spójną historię. Postacie wielokrotnie odwołują się do poprzednich wydarzeń, co jest istotne zarówno w kontekście całej opowieści jak i rozwoju bohaterów.  Spogląda

Star vs The Forces of Evil [Sezon 4] – Odc.15 & 16 [spoilery] – przemyślenia

Spoilery! Rozwiązanie kwestii zdjęcia jest całkiem sensowne. Star się kończy. Oczywiście było to wiadome od zapowiedzi czwartego sezonu, ale odcinek 15 dobitniej mi to uświadomił. Wynika to z jednej strony ze spotkań z postaciami po powrocie na Ziemię oraz ukazaniem ich losów, tego w jakim kierunku skręciło ich życie. Jackie jest szczęśliwa i nadal lubi Marco, nie ma mu za złe ich rozstania. Alfonzo i Ferguson znajdują nowych znajomych do grania w D&D , co jest swoją drogą świetnym nawiązaniem do obecnej sytuacji Lochów i Smoków . Z drugiej mamy pożegnania na Mewni, które również pogłębiają uczucie końca, zbliżającego się finału. Mnie osobiście odcinki te się podobały. Bardzo miło było znów zobaczyć bohaterów, których nie widzieliśmy od dłuższego czasu oraz dobrze jest po prostu wiedzieć, że jakoś sobie radzą, że ich życie toczy się dalej i to całkiem pozytywne. Jednocześnie nie opuszcza mnie pewien smutek wywoływany zbliżającym się końcem. Pozostaje jedynie cieszyć si

Star vs The Forces of Evil – podsumowanie serialu

Dokonało się. Star vs The Forces of Evil doczekało się finału. Obserwowałem ten serial od 2 lat, na bieżąco oglądałem odcinki od połowy 3 sezonu, zacząłem udzielać się trochę w fandomie oraz pisać dedykowane mu notki na blogu. Nadszedł jednak czas podsumowań, konkluzji, tego by spojrzeć na niego w szerszej perspektywie, na to by wydać końcowy werdykt. Nie mówię tutaj, że recenzje poprzednich sezonów są nic nie warte, aczkolwiek SvTFoE nabrało nowego, kompletnego wydźwięku, kiedy mamy już wszystkie odcinki i koniec głównej opowieści. Większość moich myśli zawarłem już na streamie , gdzie wraz z Trikster oraz Odmówcą poruszaliśmy temat serialu. Mam nadzieję, że wyszło całkiem przyjemnie, zwłaszcza, że tamtego dnia miałem jeszcze spore problemy techniczne. Tak czy inaczej do zawartych w nim treści będę się częściowo odnosił, ale zamierzam skupić się na serialu jako całości .   Finał Zaczniemy jednak od ostatniego odcinka, który nie doczekał się na blogu osobnego omówienia.