Dzisiejszy wpis będzie krótszy, ponieważ nie zamierzam w nim rozpisywać moich koncepcji odnośnie finału, teorii jak może się on skończyć, ani nic z tych rzeczy, gdyż chcę podejść do ostatniego odcinka z otwarta głową i chłonąć opowieść jaka nam w nim zostanie zaserwowana. Opiszę natomiast swoje obecne wnioski odnośnie tego co miało miejsce w ostatnich epizodach.
Spoilery!
Moon, Moon, Moon namieszałaś nie powiem, ale jak najbardziej twoja motywacja jest wiarygodna. |
Cieszy mnie, że pokazano nam Solarię, matkę Eclipsy oraz osobę w dużej mierze odpowiedzialną za cały bałagan na Mewni, ale szkoda, że tak późno. Ogólnie rzecz biorąc dotychczasowy wątek Mini oraz magicznych wojowników w samym serialu został jedynie liźnięty, bez pokazywania nam co się z nimi działo oraz o co chodzi. Te wszystkie informacje są zawarte w książce wydanej pomiędzy 3, a 4 sezonem. Sam fakt publikacji czegoś takiego nie jest sam w sobie zły, ale to, że sam serial odnosi się do tamtych informacji w takim stopniu, a dokładniej bazuje na nich, sprawia, że traci wiele napięcia. Wiedza zawarta w tej księdze powinna być przynajmniej częściowo zaprezentowana na ekranie, by historia była pełniejsza i spójniejsza. Gdy się nie ma dostępu do zasobów pisanych ostatni sezon bardzo mocno traci w swoim wydźwięku, szczególnie, że jak najbardziej był czas by to wszystko porządnie zarysować. No niestety.
Moim zdaniem scena z poprzednimi królowymi (oraz królem) jest jedną z najlepszych w tym sezonie. |
Nie będę przeczył, że chwila, w której okazało się, że w wydarzeniach, które mają miejsce bardzo mocno maczała palce Moon odczułem zadowolenie. Moje stare życzenia odnośnie Moon biorącej sprawy w swoje ręce i konflikcie ze Star zostały wysłuchane! Rzecz jasna szkoda, że nastąpiło to dopiero teraz i wątku tego nie będzie raczej jak dłużej pociągnąć, niemniej pewna specyficzna radość jest. Dostrzegam też i rozumiej jej motywację, to co nią kierowało i przyznać muszę, że wyszło ciekawie. Troszeczkę ostatecznie wszystko się pokomplikowało, a sama Moon przeliczyła się względem swojej władzy nam Miną.
Wreszcie się doczekałem. |
Podoba mi się pewna pętla narracyjna pomiędzy finałami poszczególnych sezonów, ale osobiście mam nadzieję, że Toffee nie powróci już w żadnej postaci. Bohater ten był przez długi czas interesujący, aż do chwili, kiedy okazało się, że nie wiemy praktycznie nic o jego motywacji czy przyczynach działań. Widać niewielką próbę naprawy tego, ale nie jest to coś co ratowałoby tę postać.
Trzeba przyznać, że zwroty fabularne były w tych dwóch odcinkach zaprawdę dobre. Może nie nieprzewidywalne, ale z pewnością satysfakcjonujące. |
Pochwalić muszę zwrot akcji z nadejściem armii, “zdradą” Moon oraz sprzeniewierzeniu się Miny. Odcinki te miały bardzo dobrze prowadzone napięcie oraz trochę zabawy utartymi motywami jak walka mechów (oczywiście). Odrobinę boli to, że tak mało mieliśmy scen z rannymi, by jakkolwiek mocniej przejąć się ich losem, zwłaszcza, że życie większości drugoplanowych postaci jest zagrożone. Nie działa to też w przypadku Glabgora, gdyż było go za mało i nie mieliśmy czasu się z nim oswoić, ani związać emocjonalnie. Ogólnie rzecz biorąc sporym problemem w tym sezonie jest czas. Pierwsza połowa była dość nieśpieszna, a teraz część wątków wydaje się nie najlepiej wybrzmiewać. Nie jest to rzecz jasna ostateczny werdykt, został nam bowiem finał, który może sporo zmienić, ale jednak delikatny zawód odczuwam.
Aż trudno uwierzyć, że za parę dni będzie już po wszystkim. |
Komentarze
Prześlij komentarz