Przejdź do głównej zawartości

Star vs The Forces of Evil – podsumowanie serialu


Dokonało się. Star vs The Forces of Evil doczekało się finału. Obserwowałem ten serial od 2 lat, na bieżąco oglądałem odcinki od połowy 3 sezonu, zacząłem udzielać się trochę w fandomie oraz pisać dedykowane mu notki na blogu. Nadszedł jednak czas podsumowań, konkluzji, tego by spojrzeć na niego w szerszej perspektywie, na to by wydać końcowy werdykt. Nie mówię tutaj, że recenzje poprzednich sezonów są nic nie warte, aczkolwiek SvTFoE nabrało nowego, kompletnego wydźwięku, kiedy mamy już wszystkie odcinki i koniec głównej opowieści. Większość moich myśli zawarłem już na streamie, gdzie wraz z Trikster oraz Odmówcą poruszaliśmy temat serialu. Mam nadzieję, że wyszło całkiem przyjemnie, zwłaszcza, że tamtego dnia miałem jeszcze spore problemy techniczne. Tak czy inaczej do zawartych w nim treści będę się częściowo odnosił, ale zamierzam skupić się na serialu jako całości.
 

Finał

Zaczniemy jednak od ostatniego odcinka, który nie doczekał się na blogu osobnego omówienia. Doprowadziły do tego liczne zobowiązania zewnętrzne oraz sam fakt zrobienia strumyku. Tak czy inaczej trzeba powiedzieć, że z całą pewnością finał serialu nie był zły. Zakończenie jest otwarte co daje bardzo duże pole do popisu fanom w kreowaniu własnych kontynuacji czy alternatywnych wersji wydarzeń, co ostatecznie uważam za sprytny ruch, ponieważ jeszcze przez dłuższy czas będzie ono integrowało ze sobą społeczność poprzez tworzenie alternatywnych wersji zdarzeń, autorskie kontynuacje itp. Czy był to finał idealny? Oczywiście, że nie, ponieważ nigdy nie da się zadowolić absolutnie wszystkich. Było to bardzo widoczne w pierwszych dniach po finale w mediach społecznościowych, szczególnie na Twitterze oraz Tumblerze. Ludzie potrafili wygłaszać bardzo skrajne opinie, od absolutnego zachwytu po mieszanie serialu z błotem. Osobiście postrzegam oba kierunki za przesadzone, jak to w przypadkach ekstremów, lecz z drugiej strony nie mogę wielu opiniom przyznać częściowej racji. Ostatecznie uznaję więc, że sam w sobie finał był dobry, ale nie  w jakimkolwiek stopniu wybitny. W moim odczuciu największym jego problemem jest nagromadzenie wątków z całego sezonu, co w konsekwencji może skutkować poczuciem pośpiechu. Wręcz nie da się tego nie dostrzec spoglądając na to w jaki sposób zostały zamknięte takie wątki jak związek Marco z Kelly, Krwawy Księżyc czy chociażby zagrożenie życia drugoplanowych postaci. Jako kolejną przywarę wskazałbym sposób publikacji finalnego odcinka, gdyż po zapoznaniu się z wrażeniami osób, które oglądały ostatnie odcinki bez tej tygodniowej przerwy finał częściej przypadł do gustu. Najprawdopodobniej spowodowane jest to tym, że z jednej strony ostatnie 5, a w szczególności 3 odcinki tworzą spójną całość. Z drugiej strony przerwa doprowadziła do tego, że nagromadzone wcześniej napięcia i zaangażowanie zdążyły zniknąć, a ostatni epizod jednoznacznie startował już z pewnego pułapu zaangażowania, który był nie do zbudowania przez niego samego. Dlatego właśnie dystrybutorzy powinni postąpić inaczej i opublikować te odcinki jako jedną całość, tak samo jak miało to miejsce z Battle for Mewni na początku sezonu trzeciego. Wyszło jednak jak wyszło.

Finał miał też sporo pozytywnych aspektów. Nie mówię tutaj do końca o fabule, gdyż sam zwrot akcji z łączeniem wymiarów oraz zniszczeniem magii nie robi na mnie szczególnego wrażenia, ale takie sprawy jak zakończenie wątku Eclipsy są dla mnie po prostu idealne. Wiąże się to z tym o czym chcę skupić się w tym fragmencie, mianowicie na pojedynczych scenach. W tym ostatnim odcinku jest bardzo dużo genialnych kadrów, zarówno królowe niszczące magię, Star i Marco uwięzieni w walącym się wymiarze magii, Solaria akceptująca Meteorę, Janna “umierająca” za Marco czy wreszcie ponowne spotkanie Star i Marco. Bardzo cieszy mnie sposób w jaki wygrano kończącą sekwencję oraz słowa, które ostatecznie padają. Bardzo prosta rzecz, która ma moc i łapie za serce. Warto tutaj napomknąć trochę o muzyce, ponieważ ten finał miał naprawdę wiele świetnych kawałków, dlatego też polecam sobie przesłuchać soundtrack z tego odcinka. Wówczas można chyba jeszcze intensywniej przeżyć to co się działo.


Kończąc segment poświęcony finałowi chciałbym poruszyć jeszcze jedną kwestię, mianowicie czy co można było zrobić, by zakończenie serialu było jeszcze lepsze? Przede wszystkim inaczej rozplanować wątki w całym czwartym sezonie, aczkolwiek jeżeli ograniczymy się do samego finału to osobiście po pierwsze wypuściłbym go wraz z poprzednimi, a po drugie rozbił go na dwa pełne odcinki, ponieważ wydarzenia w wymiarze magii biegną odrobinę za szybko, przez co nie maja za bardzo czasu wybrzmieć. Wówczas można by np. rozwinąć kwestię tego ugodzenia przez jednorożca i zrobić z tym coś ciekawego np. jakąś tragiczną konfrontację pomiędzy Star i Marco, co całości dodałoby jeszcze więcej wagi i dramatyzmu. Kolejnym argumentem za rozbiciem jest to, że wówczas można by wszystkim tym postaciom, które pokazały się w serialu dać jeszcze chwilę czasu ekranowego, chociażby po to by w pojedynczych scenach zarysować jakie będą ich dalsze losy lub co cechą zrobić ze swoim życiem. Po prawdzie jak tak o tym pomyślałem dłużej to przypominają mi się tablice kończące z niektórych gier wideo, gdzie mamy podsumowanie naszych działań i krótkie opisy losów naszych towarzyszy. Niemniej wydaje mi się to całkiem sensowne. Zapraszam do podzielenia się swoimi przemyśleniami w komentarzach lub w jakiejkolwiek innej formie wyrazu.

Serial jako całość

Fabuła
Poruszając temat opowieści w Star trzeba mieć na uwadze, że serial zaczynał jako seria epizodyczna, która z czasem dopiero zaczęła wprowadzać wątki ciągłej fabuły. Zmiana ta nastąpiła gdzieś pod koniec sezonu drugiego i na początku trzeciego, który to właśnie był chyba najbardziej skoncentrowany na spójnej opowieści. Niemniej do samego końca owe epizodyczne dziedzictwo pierwszych sezonów jest obecne do ostatnich chwil serialu z większością pozytywnych i negatywnych tego skutków. W ujęciu ogólnym fabułę uważam za porządną, nie jest to nic szczególnie głębokiego czy skomplikowanego, lecz tym co trzeba jej oddać to to, że potrafiła ona stworzyć naprawdę emocjonalne momenty t.j. ucieczka Star z Ziemi czy koncert Love Sentence, a także całkiem niezłe zwroty akcji jaki np. zdrada Moon czy prawdziwa tożsamość Meteory. Tak czy inaczej w historii Star jest jednak sporo dziur fabularnych czy niekoniecznie odpowiednio rozwiniętych wątków, zwłaszcza, że te drugie czasami zostają najzwyczajniej  porzucone (patrz. związek Marco i Kelly). Tyczy się to szczególnie sezonu czwartego z uwagi na jego podsumowujący i kończący charakter. Muszę przyznać, że za główną przywarę serialu mogę uznać właśnie to traktowanie wątków pobocznych, ponieważ dość wyraźnie widać, że ostatni sezon dręczy jakiś chaos. Poczucie to wzmaga wrażenie przyśpieszenia i pomijania niektórych zdarzeń (np. zerwanie Marco i Kelly). Wiele innych mniejszych historii można było domknąć i wykorzystać w bardziej satysfakcjonujący sposób. W zasadzie mógłbym się nad tego typu nietrafionymi wątkami pobocznymi rozwodzić długo, lecz nie ma sensu rozdrabnianie się nad nimi, a lepiej skupić się na tym co naprawdę wyszło, zwłaszcza, że to co negatywne zdecydowanie łatwiej jest nam wyłapywać i wskazywać palcem. Natomiast z elementami, które wyszły naprawdę dobrze już nie jest tak łatwo.


Na pierwszy ogień pójdzie Eclipsa, mojej ulubionej postaci zaraz obok Moon. Córka Solarii od samego początku była kreowana na personę tajemniczą, o niezwykłej mocy i niekoniecznie czystych intencjach. Ostatecznie przekonaliśmy się o tym, że w części było to prawdą, aczkolwiek dane nam było również poznać jej sposób patrzenia na świat i tego przyczyny. To z jaką nienawiścią, nieufnością oraz brakiem akceptacji mierzyła się w przeszłości oraz konfrontuje się dzisiaj jest doprawdy inspirujące, szczególnie, że jej największym pragnieniem było spokojne życie z rodziną, co ostatecznie zostaje osiągnięte. Kwestii Glabgora tutaj nie poruszam ponieważ pomimo bycia świetnym gościem i dobrym ojcem jego kreacja jako postaci jest niewielka i ma stanowić raczej dopełnienie wątku Eclipsy. ten zaś w moim odczuciu wygrano zaprawdę świetnie, szczególnie miło wspominam odcinek, w których wchodzi ona do głowy swojego ukochanego, a jeszcze bardziej urzekła mnie scena z Solarią zaraz po zniszczeniu magii. Ta chwila, kiedy jej matka, największa pogromczyni i niszczycielka potworów w dziejach Mewni, kierująca się czystą nienawiścią, fanatyzmem i stosująca niewypowiedzianą przemoc kobieta cieszy się z posiadania przez swoją córkę półpotwora jest po prostu piękne. Niesamowitym jest to jak miłość do wnuczki potrafiła przyćmić nawet tak wielką wrogość jaką Solaria darzyła potwory. Niewątpliwie miałoby to jeszcze większy ładunek emocjonalny, gdyby w samym serialu ukazano nam więcej z relacji Eclipsa-Solaria, aniżeli odsyłano do informacji z książki. Tak czy inaczej niezwykle cieszy mnie sposób zakończenia tego wielkiego konfliktu, który jakby nie patrzeć stanowił przyczynę tego co dzieje się na Mewni wieki później. 

Drugą postacią, o której chcę napisać jest Moon. Została ona królową w młodym wieku tak samo jak Eclipsa i jak ona musiała sobie poradzić z ciężarem i brzmieniem, lecz uczyniła to w zupełnie inny sposób. Kiedy Królowa Ciemności skupiła się na swojej miłości w ucieczce od niezrozumienia i nienawiści, a także straszliwego dziedzictwa swojej matki, Moon skoncentrowała się na swoim zdaniu, na swych powinnościach wobec ludu i królestwa, na służbie podanym. Od samego początku podejmuje ciężkie decyzje takie jak układ z Eclipsą czy robicie armii potworów. Prowadzi to do tego, że staje się ona władczynią silną, dobrze zorganizowaną oraz niezwykle zdeterminowaną. Gotową do poświęceń i niekiedy kontrowersyjnych, drastycznych rozwiązań jeżeli uzna ich ostateczne rezultaty za warte ryzyka i ewentualnych poświęceń. Żałuję, że nie widzieliśmy więcej jej przeszłości np. początku rządów podczas wojny z potworami oraz tego z jakimi konsekwencjami swoich czynów musiała się wówczas mierzyć. Nie można też zapominać o tym, że ostatecznie to właśnie ona była odpowiedzialna za sytuację, do której doszło pod koniec serialu. Niemniej uważam jej intencje za słuszne, bowiem dążyła ona do zaprowadzenia pokoju i rozwiązania konfliktu przy jak najmniejszej liczbie ofiarach i innych stratach. Niestety przeliczyła się względem lojalności swoich wojowników oraz swojej mocy, która ostatecznie okazała się być za słaba, a plan awaryjny spalił na panewce. Tak czy inaczej trzeba mieć na uwadze to, że okazała skruchę, w pełni zrozumiała swoje błędy i postanawia je naprawić, co tylko pogłębia jej profil psychologiczny. Moon od zawsze mierzyła się z niesamowitą presją związaną ze stanowiskiem królowej i radziła sobie z nim przez bardzo długi czas doskonale. Kto wie jakby się to wszystko potoczyło, gdyby nie interwencja Eclipsy w chwili, kiedy próbowała zabić Meteorę.


Wizualia
Tym co od zawsze stało w Star vs The Forces of Evil na wysokim poziomie były projekty postaci. Zdecydowana większość bohaterów jest interesująca wizualnie, ich wygląd odzwierciedla ich pozycję społeczną, charakter, ale też po prostu bardzo estetycznie się prezentuje. Elementem, który mnie szczególnie urzekł jest to, że stroje są zakładane zgodnie z okazją, bardzo rzadko zdarza się, że ktoś jest ubrany zawsze tak samo. Podkreśla to nie tylko upływ czasu, ale i dodaje więcej realizmu, sprawia, że mamy większe poczucie obcowania z autentycznymi osobami, a nie kawałkami scenariusza. Do tego wprowadza to różnorodność i życie do świata przedstawionego. Do designu lokacji raczej nie ma się jak przyczepić, ponieważ wszystkie łączyły prostotę z pewną dozą szczegółowości, więc pomimo tego, że same w sobie raczej nie opowiadały historii nie były też jedynie tłami, a potrafiły zachwycić swoją estetyką, budować klimat.

Co się tyczy samej animacji to ta jest płynna oraz plastyczna, szczególnie od drugiego sezonu, ponieważ pierwszy odstaje pod tym względem. ogólnie rzecz biorąc pierwsze odcinki serialu były tworzone najpewniej z wykorzystaniem innych narzędzi animacyjnych. Szczególnie pozytywnie rozwinęły się efekty specjalne, zwłaszcza zaklęcia oraz innych nadprzyrodzonych mocy, szczególnie w ostatnim sezonie, co ma oczywiście związek z tym, że czarowanie bez pomocy różdżki można ukazać na o wiele więcej sposobów. Warte odnotowania są dobrze stworzone choreografie walk, dzięki którym widz wie co się dzieje, kto gdzie jest i co robi. Ten konkretny aspekt produkcji bywa w produkcjach nastawionych na akcję czasami zaniedbywany, co negatywnie wpływa na sam seans oraz wrażenie z niego płynące.


Audialia
Muzyka oraz udźwiękowienie w Star stoją na wysokim poziomie właściwie od samego początku, aczkolwiek ścieżka dźwiękowa zaczyna zapadać w pamięć dopiero pod koniec drugiego sezonu. Szczególne pochwały należą się ekipie dubbingowej oraz aktorom głosowym, ponieważ głosy wszystkich postaci są bardzo dobrze dobrane i podłożone. Wypowiedzi niosą ze sobą mnóstwo emocji i szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie innych głosów. Moim zdaniem doskonała gra aktorska jest w stanie bez większych problemów nadrobić niektóre z ograniczeń animacji, szczególnie kiedy ma do czynienia z dość uproszczonym stylem rysowania. Od strony muzycznej muszę rzec, że czwarty sezon ma jedne z moich ulubionych fragmentów muzycznych w całym serialu. Parę by się jeszcze znalazło w sezonie trzecim, ale to właśnie ostatni stoi pod tym względem na najwyższej pozycji w moim osobistym rankingu. Grające w tle utwory pobudzają emocje i niekiedy zostają z człowiekiem na dłużej, nawet wówczas, kiedy są zagłuszane przez dialogi lub odgłosy otoczenia. Warto poszukać fragmentów soundtracku np. na YT, ponieważ niektóre sceny stają wybrzmiewają jeszcze lepiej, kiedy prześledzi się je wyłącznie z muzyką. Co zaś się tyczy udźwiękowienia otoczenia to to jest porządnie zrobione, nigdy nie odczułem wrażenia sztuczności czy niedopasowania.

Społeczność
Opisując Star nie można pominąć elementu społecznościowego, ponieważ jednym z wielkich sukcesów serialu jest stworzenie wielkiej rzeszy fanów tworzących teorie, spekulacje, fanfiction czy fanarty. W dużej części taki rozwój wypadków wywołany jest zaistnienie zjawiska, które określa się jako "Ship War", czyli sytuacji, kiedy grupki fanów dyskutują (czasami wręcz “walczą”) między sobą odnośnie do tego jakie postacie powinny być ich zdaniem parą. Wiąże się to bardzo mocno z dość licznymi wątkami romantycznymi w serialu oraz sposobem pisania relacji między postaciami. Twórcy bardzo szybko zdali sobie sprawę z tego co się dzieje i wykorzystali tę sytuację m.in. do tworzenia gagów. Nie licząc niektórych skrajnych przypadków muszę przyznać, że fandom Star jest naprawdę zżyty, a liczba grafików, rysowników, komiksiarzy oraz innych zaangażowanych twórców internetowych jest wręcz porażająca. Osobiście śledzę bloga Moringmarka, którego komiksy oraz grafiki świetnie komentują niektóre wątki serialu, a fanfiction w jego wykonaniu stoi na bardzo wysokim poziomie. Warta wspomnienia jest popularna gravityfying odpowiedzialna za postać Cressidy Butterfly.


Podsumowanie
Uogólniając oraz zbierając wszystkie moje przemyślenia stwierdzam, że Star vs The Forces of Evil jest serialem dobrym, miejscami świetnym, ale raczej pod żadnym względem nie wybitnym. Niemniej bardzo dobrze wywiązuje się ze swojego rozrywkowego zadania, a występujące tam i ówdzie zabawy konwencją tylko w tym pomagają. Nie uważam też, że finał zepsuł serial, ponieważ to tylko jeden odcinek i nawet jeżeli nie przypadnie nam do gustu czy nie spełni naszych oczekiwań nie możemy zapominać o tym ile radości, emocji oraz frajdy dało nam oglądanie całej serii. Mam wrażenie, że niektórzy krytycy ostatniego odcinka o tym zapominają. Czy cieszę się, że to koniec? W dużej mierze tak, ponieważ najważniejsze wątki w większości przypadków zostały w miarę sprawnie i satysfakcjonująco domknięte, a otwarte zakończenie oraz nierozwiązane tajemnice pozostawiają tylko pole do popisu dla fanów, którzy dzięki temu mogą tworzyć autorskie kontynuację bądź alternatywne wersję opowieści. Nie przeczę, że będzie mi brakowało Star przede wszystkim z uwagi na świetne postacie oraz genialną chemię między nimi. Tak czy inaczej wolę by ich historia została zakończona, kiedy znajdują się na wysokim pułapie swojego potencjału, aniżeli wówczas kiedy miałoby się ich dość. To małe poczucie niedosyt jest w moim odczuciu zdrowe i świadczy o przywiązaniu do bohaterów oraz o tym, że zostały dobrze wykreowane.

Czy to koniec wpisów o Star na blogu? Nie, ponieważ mam w planach przynajmniej parę wpisów odnośnie konkretnych wątków, gdzie chcę poruszyć zagadnienia zarówno pozytywne, czyli to co się udało oraz negatywne, czyli o tym co nie zagrało do końca lub czego potencjał został nie najlepiej wykorzystany. Istnieje też dość spora szansa, że pojawią się szczegółowe analizy poszczególnych postaci, którymi będą zapewne Eclipsa, Moon oraz Toffee. Poza tym nie wykluczam, że wykorzystam jeden z finałów Star jako przykład rozkładu napięcia w opowieści. W tym wpisie to będzie już wszystko i dziękuję za cierpliwość. Niestety koniec maja i początek czerwca jest dla studenta zawsze ciężkim okresem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Star vs The Forces of Evil [Sezon 4] – Odc.15 & 16 [spoilery] – przemyślenia

Spoilery! Rozwiązanie kwestii zdjęcia jest całkiem sensowne. Star się kończy. Oczywiście było to wiadome od zapowiedzi czwartego sezonu, ale odcinek 15 dobitniej mi to uświadomił. Wynika to z jednej strony ze spotkań z postaciami po powrocie na Ziemię oraz ukazaniem ich losów, tego w jakim kierunku skręciło ich życie. Jackie jest szczęśliwa i nadal lubi Marco, nie ma mu za złe ich rozstania. Alfonzo i Ferguson znajdują nowych znajomych do grania w D&D , co jest swoją drogą świetnym nawiązaniem do obecnej sytuacji Lochów i Smoków . Z drugiej mamy pożegnania na Mewni, które również pogłębiają uczucie końca, zbliżającego się finału. Mnie osobiście odcinki te się podobały. Bardzo miło było znów zobaczyć bohaterów, których nie widzieliśmy od dłuższego czasu oraz dobrze jest po prostu wiedzieć, że jakoś sobie radzą, że ich życie toczy się dalej i to całkiem pozytywne. Jednocześnie nie opuszcza mnie pewien smutek wywoływany zbliżającym się końcem. Pozostaje jedynie cieszyć si

Infinity Train – Recenzja

Infinity Train jest miniserialem stworzonym przez Owena Dennisa, wyprodukowanym i emitowanym przez Cartoon Network. Odcinek pilotażowy został ukazał się w 2016 roku, zaś premiera właściwego serialu nastąpiła 5 sierpnia 2019. Składa się on z 10 odcinków w formacie 11-minutowym, podobnie jak to miało miejsce z Over The Garden Wall . Produkcja opowiada o wędrówce dziewczyny imieniem Tulip, której celem jest rozwikłanie zagadki tajemniczego pociągu i wydostanie się z niego, co jednak nie jest takie proste biorąc pod uwagę nieskończone możliwości kreowane przez niecodzienne warunki występujące w nieskończonej liczbie wagonów. Od strony fabularnej Infinity Train jest serialem łączącym epizodyczność z ciągłą fabułą, bowiem każdy z odcinków prezentuje w swych ramach małą opowieść, jednocześnie składając się w jedną spójną historię. Postacie wielokrotnie odwołują się do poprzednich wydarzeń, co jest istotne zarówno w kontekście całej opowieści jak i rozwoju bohaterów.  Spogląda