Coco
Rodzaj: Pełnometrażowy film animowany w technice 3D
Fabuła: Opowieść przedstawiona w Coco nie należy do szczególnie rozbudowanych, jest prosta i bardzo jednotorowa, w pełni skupiona na wątku głównym. Ten zaś poprowadzony jest niezwykle sprawnie, a towarzyszący temu ładunek emocjonalny umiejętnie budowany i wykorzystywany. Trzeba powiedzieć otwarcie, że to właśnie emocje są najsilniejszą stroną tego filmu zaraz obok pięknej animacji. Opowieść operuje wokół legend oraz obyczajów związanych z meksykańskim świętem zmarłych, jak i tematem samej śmierci, która w różnych postaciach pojawia się na przestrzeni całej historii. Występujące postacie są bardzo sympatyczne i różnorodne, to też widz szybko może je polubić nawet pomimo tego, że większość z nich nie jest rozbudowana charakterologicznie. Poszczególne elementy budujące wątek główny stoją na bardzo wysokim poziomie tyczy się to zarówno kompozycji scen, wykorzystania muzyki oraz rozpisania określonych postaci oraz poszczególnych fragmentów opowieści, jak np. ten dotyczący rodziny głównego bohatera.
Wizualia: Wizualna stron Coco to prawdziwy majstersztyk, z którym w kategorii animacji 3D może konkurować chyb tylko Zwierzogród. Projekty postaci oraz lokacji są szczegółowe, kolorowe i dopracowane, przy czym potrafiono zachować zdrowy umiar, to też zalew elementów graficznych nie męczy, a wręcz staje się urzekający. Na dużą pochwałę zasługują stworzone postacie, zwłaszcza wszelkiego rodzaju szkielety, w przypadku których śledzenie tego, jak zachowują się ich ciała jest bardzo interesujące.
Audialia: Muzyka, jak przystało na film o muzyku, stanowi istotną część całej produkcji. Niesie ze sobą niesamowity ładunek emocjonalny, do czego przyczynił się w szczególności utwór “Pamięta mnie”, przewijający się od początku do końca.
Opinia: Z jednej strony prosty, ale niezwykle udany film zachwycający wizualnie oraz łapiący za serce muzyką i opowieścią. W moim odczuciu pozycja obowiązkowa dla każdego fana animacji, ale nie tylko, ponieważ jest to produkcja dla całej rodziny i właśnie w takim gromie powinna być oglądana, zwłaszcza biorąc pod uwagę stosunkowo ciężką lub nieprzyjemną tematykę jak na wysokobudżetowe animacje.
Fabuła: Opowieść przedstawiona w Coco nie należy do szczególnie rozbudowanych, jest prosta i bardzo jednotorowa, w pełni skupiona na wątku głównym. Ten zaś poprowadzony jest niezwykle sprawnie, a towarzyszący temu ładunek emocjonalny umiejętnie budowany i wykorzystywany. Trzeba powiedzieć otwarcie, że to właśnie emocje są najsilniejszą stroną tego filmu zaraz obok pięknej animacji. Opowieść operuje wokół legend oraz obyczajów związanych z meksykańskim świętem zmarłych, jak i tematem samej śmierci, która w różnych postaciach pojawia się na przestrzeni całej historii. Występujące postacie są bardzo sympatyczne i różnorodne, to też widz szybko może je polubić nawet pomimo tego, że większość z nich nie jest rozbudowana charakterologicznie. Poszczególne elementy budujące wątek główny stoją na bardzo wysokim poziomie tyczy się to zarówno kompozycji scen, wykorzystania muzyki oraz rozpisania określonych postaci oraz poszczególnych fragmentów opowieści, jak np. ten dotyczący rodziny głównego bohatera.
Wizualia: Wizualna stron Coco to prawdziwy majstersztyk, z którym w kategorii animacji 3D może konkurować chyb tylko Zwierzogród. Projekty postaci oraz lokacji są szczegółowe, kolorowe i dopracowane, przy czym potrafiono zachować zdrowy umiar, to też zalew elementów graficznych nie męczy, a wręcz staje się urzekający. Na dużą pochwałę zasługują stworzone postacie, zwłaszcza wszelkiego rodzaju szkielety, w przypadku których śledzenie tego, jak zachowują się ich ciała jest bardzo interesujące.
Audialia: Muzyka, jak przystało na film o muzyku, stanowi istotną część całej produkcji. Niesie ze sobą niesamowity ładunek emocjonalny, do czego przyczynił się w szczególności utwór “Pamięta mnie”, przewijający się od początku do końca.
Opinia: Z jednej strony prosty, ale niezwykle udany film zachwycający wizualnie oraz łapiący za serce muzyką i opowieścią. W moim odczuciu pozycja obowiązkowa dla każdego fana animacji, ale nie tylko, ponieważ jest to produkcja dla całej rodziny i właśnie w takim gromie powinna być oglądana, zwłaszcza biorąc pod uwagę stosunkowo ciężką lub nieprzyjemną tematykę jak na wysokobudżetowe animacje.
Carmen Sandiego
Rodzaj: Serial animowany w technice 2D (Netflix)
Opinia: O Carmen napisałem całą recenzję to też odsyłam do niej, ale w skrócie jest to serial uogólniając średni. Przede wszystkim z uwagi na historię oraz postacie, które mogłyby być zdecydowanie ciekawsze, szczególnie, że głównie bazują na znanych motywach oraz kliszach nie wnosząc nic specjalnie nowego ani nie ubierając je niecodzienne nowe piórka. Pod względem technicznym mamy do czynienia z animacją płaską i to dosłownie z uwagi na zastosowaną warstwę wizualną. Pod względem dubbingu jest nieźle, aczkolwiek udźwiękowienie otoczenia pozostawia trochę do życzenia.
Opinia: O Carmen napisałem całą recenzję to też odsyłam do niej, ale w skrócie jest to serial uogólniając średni. Przede wszystkim z uwagi na historię oraz postacie, które mogłyby być zdecydowanie ciekawsze, szczególnie, że głównie bazują na znanych motywach oraz kliszach nie wnosząc nic specjalnie nowego ani nie ubierając je niecodzienne nowe piórka. Pod względem technicznym mamy do czynienia z animacją płaską i to dosłownie z uwagi na zastosowaną warstwę wizualną. Pod względem dubbingu jest nieźle, aczkolwiek udźwiękowienie otoczenia pozostawia trochę do życzenia.
Sinbad: Legend of the Seven Seas / Sindbad: Legenda siedmiu mórz
Rodzaj: Pełnometrażowy film animowany w technice 2D z elementami 3D
Fabuła: Historia zaprezentowana w Sindbadzie jest bardzo prosta. Całość zamyka się w jednej wyprawie składającej się z kilku pomniejszych przygód, przeważnie związanych z legendarnymi zagrożeniami czyhającymi na żeglarzy. Spoglądając na zaprezentowaną opowieść z dzisiejszej perspektywy trzeba przyznać, że jest bardzo przewidywalna, a postacie nie wyróżniają się niczym szczególnym, nie będzie przesadą stwierdzenie, iż mamy do czynienia z popularnymi archetypami jak szlachetny książę czy osoby zmuszonej do wyboru pomiędzy jednym pragnieniem, a drugim. Na szczególną uwagę zasługuje jedynie postać Eris, której kreacja to najjaśniejszy element filmu, tak od s trony wykonania technicznego jak i aktorskiego.
Wizualia: Film ten jest dzieckiem swoich czasów i to w negatywnym znaczeniu tego określenia. Mamy bowiem do czynienia z produkcją z okresu, kiedy twórcy zachłysnęli się animacją 3D i łączyli ją z tradycyjną animacją rysunkową. Skutkuje to licznymi zgrzytami na polu wizualnym, szczególnie w widowiskowych scenach akcji, ze szczególnym wskazaniem na konfrontacje z potworami. W ich przypadku ma się bowiem poczucie sztywności oraz gumowatości, które przypadkach słabszych animacji 3D występują do dzisiaj. O ile połączenie tych dwóch technik nie będzie na bardzo wysokim poziomie, a efekty 3D na tyle subtelne, że zlewają się z rysunkiem dotąd będą razić chociażby tym, że elementy rysowane i te trójwymiarowe wykazują się inną płynnością ruchu. W przypadku Sindbada jest to bardzo widoczne m.in. z uwagi na raczej gładką i miękką kreskę, kiedy obiekty 3D są raczej ostre.
Audilaia: W kwestii dźwięku nie mam do powiedzenia za dużo, ot dobra rzemieślnicza robota, lecz nic specjalnego. Od strony muzycznej żaden z fragmentów ścieżki dźwiękowej jakoś specjalnie nie zapada w pamięć, a w dubbingu wybija się postać Eris, kiedy pozostali bohaterowie są do szybkiego zapomnienia, przy czym nie jest to raczej wina wkładu aktorów, a scenariusza.
Opinia: W moim odczuciu Sindbad: Legenda siedmiu mórz należy do kategorii produkcji bardzo przeciętych, w których przypadku nie występuje raczej element ponadczasowości nie licząc mitycznej, czy wręcz baśniowej otoczki. Niemniej to i tak za mało by powracać po latach, chyba że jako do przykładu tego jak szybko starzeje się wczesne 3D.
Fabuła: Historia zaprezentowana w Sindbadzie jest bardzo prosta. Całość zamyka się w jednej wyprawie składającej się z kilku pomniejszych przygód, przeważnie związanych z legendarnymi zagrożeniami czyhającymi na żeglarzy. Spoglądając na zaprezentowaną opowieść z dzisiejszej perspektywy trzeba przyznać, że jest bardzo przewidywalna, a postacie nie wyróżniają się niczym szczególnym, nie będzie przesadą stwierdzenie, iż mamy do czynienia z popularnymi archetypami jak szlachetny książę czy osoby zmuszonej do wyboru pomiędzy jednym pragnieniem, a drugim. Na szczególną uwagę zasługuje jedynie postać Eris, której kreacja to najjaśniejszy element filmu, tak od s trony wykonania technicznego jak i aktorskiego.
Wizualia: Film ten jest dzieckiem swoich czasów i to w negatywnym znaczeniu tego określenia. Mamy bowiem do czynienia z produkcją z okresu, kiedy twórcy zachłysnęli się animacją 3D i łączyli ją z tradycyjną animacją rysunkową. Skutkuje to licznymi zgrzytami na polu wizualnym, szczególnie w widowiskowych scenach akcji, ze szczególnym wskazaniem na konfrontacje z potworami. W ich przypadku ma się bowiem poczucie sztywności oraz gumowatości, które przypadkach słabszych animacji 3D występują do dzisiaj. O ile połączenie tych dwóch technik nie będzie na bardzo wysokim poziomie, a efekty 3D na tyle subtelne, że zlewają się z rysunkiem dotąd będą razić chociażby tym, że elementy rysowane i te trójwymiarowe wykazują się inną płynnością ruchu. W przypadku Sindbada jest to bardzo widoczne m.in. z uwagi na raczej gładką i miękką kreskę, kiedy obiekty 3D są raczej ostre.
Audilaia: W kwestii dźwięku nie mam do powiedzenia za dużo, ot dobra rzemieślnicza robota, lecz nic specjalnego. Od strony muzycznej żaden z fragmentów ścieżki dźwiękowej jakoś specjalnie nie zapada w pamięć, a w dubbingu wybija się postać Eris, kiedy pozostali bohaterowie są do szybkiego zapomnienia, przy czym nie jest to raczej wina wkładu aktorów, a scenariusza.
Opinia: W moim odczuciu Sindbad: Legenda siedmiu mórz należy do kategorii produkcji bardzo przeciętych, w których przypadku nie występuje raczej element ponadczasowości nie licząc mitycznej, czy wręcz baśniowej otoczki. Niemniej to i tak za mało by powracać po latach, chyba że jako do przykładu tego jak szybko starzeje się wczesne 3D.
Brave / Merida Walecza
Rodzaj: Pełnometrażowy film animowany w technice 3D
Fabuła: Opowieść w Meridzie, jak w większości filmów Disneya, jest stosunkowo prosta, aczkolwiek tym co mnie osobiście się w niej podobało to motywy zaczerpnięte z celtyckiej mitologii. Oczywiście nie ma ich wiele oraz spotkały je znaczne modyfikacje oraz uproszczenia, lecz mimo to nadają całości specyficznego, wyróżniającego klimatu. Podczas gdy główna opowieść jest spójna oraz dobrze przedstawiona to same postacie są w większości jednowymiarowe. Zdecydowanie najlepiej zarysowano samą Meridę oraz jej matkę. Najprawdopodobniej wynika to z samej ilości bohaterów przewijających się przez całą opowieść, ale i tak można by rozpisać je odrobinę ciekawiej. Koniec końców wiedźma i tak kradnie każdą scenę, w której się pojawia.
Wizualia: Biorąc pod uwagę rok premiery animacja oraz wykonanie estetyczne są w porządku, aczkolwiek nie należą obecnie do niczego urzekającego. Szczególną nudą odznaczają się lokacje, których dodatkowo nie ma za wiele. Z kolei po projektach postaci widać, że starano się całość troszeczkę stylizować, odejść od realizmu, co w moim odczuciu prezentuje się tak, że film stoi w rozkroku pomiędzy dwiema estetykami i nie do końca wie, w którą z nich chciałby pójść. Do tego nie uważam też, że dobrze się on zestarzeje z uwagi na jeszcze dość toporną animację 3D.
Audialia: Warstwę dźwiękową oceniłbym jako dobrą, aczkolwiek nieszczególnie zapadającą w pamięć.
Opinia: Ogólnie rzecz biorąc uważam Brave za produkcję, której największym atutem jest zdecydowanie historia oraz dobrze zarysowana, skomplikowana relacja pomiędzy córką a matką, przy czym same postacie mogłyby być ciekawsze, a strona wizualna bardziej dopracowana.
Fabuła: Opowieść w Meridzie, jak w większości filmów Disneya, jest stosunkowo prosta, aczkolwiek tym co mnie osobiście się w niej podobało to motywy zaczerpnięte z celtyckiej mitologii. Oczywiście nie ma ich wiele oraz spotkały je znaczne modyfikacje oraz uproszczenia, lecz mimo to nadają całości specyficznego, wyróżniającego klimatu. Podczas gdy główna opowieść jest spójna oraz dobrze przedstawiona to same postacie są w większości jednowymiarowe. Zdecydowanie najlepiej zarysowano samą Meridę oraz jej matkę. Najprawdopodobniej wynika to z samej ilości bohaterów przewijających się przez całą opowieść, ale i tak można by rozpisać je odrobinę ciekawiej. Koniec końców wiedźma i tak kradnie każdą scenę, w której się pojawia.
Wizualia: Biorąc pod uwagę rok premiery animacja oraz wykonanie estetyczne są w porządku, aczkolwiek nie należą obecnie do niczego urzekającego. Szczególną nudą odznaczają się lokacje, których dodatkowo nie ma za wiele. Z kolei po projektach postaci widać, że starano się całość troszeczkę stylizować, odejść od realizmu, co w moim odczuciu prezentuje się tak, że film stoi w rozkroku pomiędzy dwiema estetykami i nie do końca wie, w którą z nich chciałby pójść. Do tego nie uważam też, że dobrze się on zestarzeje z uwagi na jeszcze dość toporną animację 3D.
Audialia: Warstwę dźwiękową oceniłbym jako dobrą, aczkolwiek nieszczególnie zapadającą w pamięć.
Opinia: Ogólnie rzecz biorąc uważam Brave za produkcję, której największym atutem jest zdecydowanie historia oraz dobrze zarysowana, skomplikowana relacja pomiędzy córką a matką, przy czym same postacie mogłyby być ciekawsze, a strona wizualna bardziej dopracowana.
Avatar: The Legend of Korra / Legenda Korry
Rodzaj: Telewizyjny serial animowany w technice 2D z elementami 3D
Fabuła: Hmmm… Może zacznę od tego, iż uważam Legendę Aanga za jedną z najlepszych animowanych serii wyprodukowanych na zachodzie, to też względem Korry miałem już pewne oczekiwania, którymi były ciekawie zarysowane oraz dobrze rozwijane postacie, spójna i silnie osadzona w świecie fabuła, interesujące światotwórstwo oraz angażujące sceny akcji. I otrzymaliśmy w moim mniemaniu serial bardzo przeciętny, aczkolwiek z bardzo dużym początkowym potencjałem, szczególnie fabularnym oraz światotwórczym, ponieważ początek wątku rewolucji, nierówności społecznych oraz industrializacji jest ciekawie zarysowany, lecz ostatecznie zostaje bardzo spłycony oraz unieprawdopodobniony przez galopującą skalę wydarzeń, która tylko eskaluje w sezonie drugim oraz czwartym. Fabuła w większości przypadków ma dobry i interesujący punkt wyjścia, by zostać poprowadzą absolutnie sztampowo, a czasem wręcz najzwyczajniej głupio, co wiąże się również m.in. np. z rozwojem technologicznym świata, który miejscami jest wręcz absurdalny. Będąc przy kwestiach światotwórczych nie mogę pominąć tego, jak moim zdaniem kompletnie spartaczono świat duchów. Kolejnym elementem, który wypada zdecydowanie gorzej w porównaniu z wcześniejszą serią są bohaterowie. W moim odczuciu sposób ich napisania jest strasznie nieinteresujący, a do tego odniosłem wielokrotnie wrażenie, że postacie nie myślą. Do tego ich głębia charakterologiczna jest mizerna, tak samo rozwój osobowościowy czego najlepszym przykładem jest Bolin. W Aangu postacią humorystyczną był głównie Sokka, ale jednocześnie był on osobą, która coś konkretnego i znaczącego wnosiła do całej opowieści. Bolin zaś od początku do końca jest taki sam, a jego osoba w większości przypadków jest dla fabuły absolutnie zbędna. Szczerze mówiąc po serialu, w którym głównymi bohaterami są już dorosłe osoby spodziewałem się większej dojrzałości i złożoności psychicznej. Jak dla mnie najjaśniejszym elementem Legendy Korry pozostaje postać Tenzina oraz sposób w jaki kończy Korra na końcu trzeciego sezonu. Co się tyczy reszty serialu to wolałbym by nie miała ona miejsca.
Wizualia: Od strony estetycznej nie mam się za bardzo do czego przyczepić, kreska jest ładna, projekty postaci w porządku, a sceny walki czytelne, lecz drażniło mnie wykorzystanie elementów trójwymiarowych, szczególnie różnego rodzaju mechów, których zanimowanie pozostawiało trochę do życzenia.
Audialia (polski dubbing): Pod względem muzycznym obie części Avatara stoją na podobnym poziomie, ścieżka dźwiękowa jest w porządku, aczkolwiek jak poprzedniczka żaden z utworów nie wyróżnia na tle pozostałych. Co się tyczy aktorów głosowych to ci w większości przypadków sprawili się dobrze. Nie spodobał mi się jedynie dubbing Bolina, aczkolwiek trudno mi stwierdzić czy to z powodu jego wykonania, czy przez samego bohatera, którego po prostu nie znoszę.
Opinia: Moim zdaniem Legenda Korry w porównaniu z Legendą Aanga wypada bardzo na minus, szczególnie w elementach, które w pierwszej serii były tym najlepszymi, a w wykonaniu których drugi serial poległ. Tym, co stoi na podobnym poziomie jest wykonanie techniczne z wyjątkiem choreografii walki, która w Korze mocno traci przez bazowanie jedynie na współczesnych sztukach walki. Jeżeli komuś spodobał się Aang ze względu na kreację postaci oraz świata przedstawionego, to nie polecam Korry. Co się tyczy pozostałych… to czynicie to na własną odpowiedzialność.
Fabuła: Hmmm… Może zacznę od tego, iż uważam Legendę Aanga za jedną z najlepszych animowanych serii wyprodukowanych na zachodzie, to też względem Korry miałem już pewne oczekiwania, którymi były ciekawie zarysowane oraz dobrze rozwijane postacie, spójna i silnie osadzona w świecie fabuła, interesujące światotwórstwo oraz angażujące sceny akcji. I otrzymaliśmy w moim mniemaniu serial bardzo przeciętny, aczkolwiek z bardzo dużym początkowym potencjałem, szczególnie fabularnym oraz światotwórczym, ponieważ początek wątku rewolucji, nierówności społecznych oraz industrializacji jest ciekawie zarysowany, lecz ostatecznie zostaje bardzo spłycony oraz unieprawdopodobniony przez galopującą skalę wydarzeń, która tylko eskaluje w sezonie drugim oraz czwartym. Fabuła w większości przypadków ma dobry i interesujący punkt wyjścia, by zostać poprowadzą absolutnie sztampowo, a czasem wręcz najzwyczajniej głupio, co wiąże się również m.in. np. z rozwojem technologicznym świata, który miejscami jest wręcz absurdalny. Będąc przy kwestiach światotwórczych nie mogę pominąć tego, jak moim zdaniem kompletnie spartaczono świat duchów. Kolejnym elementem, który wypada zdecydowanie gorzej w porównaniu z wcześniejszą serią są bohaterowie. W moim odczuciu sposób ich napisania jest strasznie nieinteresujący, a do tego odniosłem wielokrotnie wrażenie, że postacie nie myślą. Do tego ich głębia charakterologiczna jest mizerna, tak samo rozwój osobowościowy czego najlepszym przykładem jest Bolin. W Aangu postacią humorystyczną był głównie Sokka, ale jednocześnie był on osobą, która coś konkretnego i znaczącego wnosiła do całej opowieści. Bolin zaś od początku do końca jest taki sam, a jego osoba w większości przypadków jest dla fabuły absolutnie zbędna. Szczerze mówiąc po serialu, w którym głównymi bohaterami są już dorosłe osoby spodziewałem się większej dojrzałości i złożoności psychicznej. Jak dla mnie najjaśniejszym elementem Legendy Korry pozostaje postać Tenzina oraz sposób w jaki kończy Korra na końcu trzeciego sezonu. Co się tyczy reszty serialu to wolałbym by nie miała ona miejsca.
Wizualia: Od strony estetycznej nie mam się za bardzo do czego przyczepić, kreska jest ładna, projekty postaci w porządku, a sceny walki czytelne, lecz drażniło mnie wykorzystanie elementów trójwymiarowych, szczególnie różnego rodzaju mechów, których zanimowanie pozostawiało trochę do życzenia.
Audialia (polski dubbing): Pod względem muzycznym obie części Avatara stoją na podobnym poziomie, ścieżka dźwiękowa jest w porządku, aczkolwiek jak poprzedniczka żaden z utworów nie wyróżnia na tle pozostałych. Co się tyczy aktorów głosowych to ci w większości przypadków sprawili się dobrze. Nie spodobał mi się jedynie dubbing Bolina, aczkolwiek trudno mi stwierdzić czy to z powodu jego wykonania, czy przez samego bohatera, którego po prostu nie znoszę.
Opinia: Moim zdaniem Legenda Korry w porównaniu z Legendą Aanga wypada bardzo na minus, szczególnie w elementach, które w pierwszej serii były tym najlepszymi, a w wykonaniu których drugi serial poległ. Tym, co stoi na podobnym poziomie jest wykonanie techniczne z wyjątkiem choreografii walki, która w Korze mocno traci przez bazowanie jedynie na współczesnych sztukach walki. Jeżeli komuś spodobał się Aang ze względu na kreację postaci oraz świata przedstawionego, to nie polecam Korry. Co się tyczy pozostałych… to czynicie to na własną odpowiedzialność.
Oto z czym zapoznałem się w pierwszych trzech miesiącach 2019 roku. Zapraszam do wyrażania swoich opinii oraz dyskusji w komentarzach.
Mam dużo nostalgii w stosunku do Sindbada. Teraz mam ochotę sprawdzić czy rzeczywiście nie jest to tak cudowny film, jakim go pamiętam.
OdpowiedzUsuń