Przejdź do głównej zawartości

Dziennik z wyprawy do Doliny Lodowego Wichru #5 (Walka na Palisadzie)

2 Mirtul 1312

Rozgorzała bitwa. Gobliny przypuściły zmasowany szturm na nasze linie obronne. Mimo natychmiastowej reakcji nie udało nam się ocalić wielu z walczących po naszej stronie. Mimo to goblinów padało coraz to więcej, co dawało szansę na to, iż uda się odeprzeć najeźdźców.
Zaraz po wyjściu z kwatery Shawforda natknęliśmy się na pierwszą grupę goblinów, która zdążyła zapuścić się pod wewnętrzny ostrokół. Bez zwłoki rzuciliśmy się do walki. Poza zwykłymi goblińskimi wojownikami i łucznikami mieliśmy do czynienia z jeźdźcem dosiadającym worga oraz kilkoma innymi wyraźnie reagującymi na jego polecenia. Jeden z nich rzucił się nawet na Krogosha, lecz szybka interwencja Imizael wyratowała go z opresji. Tymczasem ja oraz Alla'thara poczęliśmy wyrzynać gobliny.

W głównej mierze to ja przyjąłem na siebie impet pierwszych uderzeń. Na całe szczęście głupie gobliny nie doceniły pancernych blach osłaniających me ciało, to też korzystając z ich zaskoczenia, że nadal stoję, wyprowadziłem śmiertelny cios, raz i drugi. Jednocześnie od flanki zachodziła ich Alla, a Elendil zdejmował wrogich łuczników.

Wreszcie do walki stanął sam Vghotan, czyli wordży jeździec. Na jego nieszczęście spotkał na swej drodze Alla'tharę, która bez skrupułów sprowadziła go najpierw do defensywy, by wreszcie pozbawić go żywota za pomocą jednego celnego cięcia.

Nie było czasu na radowanie się z tego zwycięstwa, gdyż z północy dochodziły do nas narastające odgłosy walki. Bez zwłoki pognaliśmy tam. Na miejscu dostrzegliśmy jak część palisady okalającej Targos wylatuje w powietrze od eksplozji kuli ognistej. Winny temu był gobliński czarownik, który jak nagle się pojawił, tak też zniknął. Niemniej przez wyrwę w obronie zaraz wkroczyły gobliny z jednym opancerzonym na czele. Czempionem.
Tak jak wcześniej pognaliśmy ku starciu. Nagle słońce zaświeciło jakby mocniej, a na pancernego goblina uderzyła wiązka palącego i oślepiającego światła. Jedno spojrzenie na zadowoloną twarz Deldona wyjaśniło wszystko. Korzystając z przewagi w mig poradziliśmy sobie z zagrożeniem. Jednocześnie przy samej bramie nastąpiła kolejna eksplozja. Wróg otworzył sobie kolejne przejście przez palisadę.

Na miejscu zastaliśmy goblińskiego czarownika wraz z pokaźną grupą wojowników i łuczników. Wykorzystaliśmy więc fortyfikacje, by zaciągnąć ich na niedogodne pozycje. Udało się ich zwabić i zbić w kocioł z czego w pierwszej kolejności zajęliśmy się czaromiotem. Cholernik był zwinny, a także pewnie wzmocniony magią, lecz był również zmęczony po wysadzaniu umocnień. Okazało się to jego zgubą, gdyż nagle Krogosh przywołał swą plugawą magię i wyssał z tego większość sił witalnych. Dosłownie można było dostrzec jak z niego ulatuje. Dzieła dokończyła Imizael, która jednym celnym cięciem posłała tegoż głowę wysoko nad walczącymi. Otaczający nas zielonoskórzy momentalnie stracili zapał do walki, lecz było dla nich za późno. Osaczyliśmy ich i zabiliśmy. Nie było sensu w braniu jeńców, nie w walce z hordą.

Wygraliśmy... i żyliśmy. Było to wręcz nie do pomyślenia, lecz okazało się prawdą. Horda została odparta, lecz Targos okupiło to odczuwalnymi stratami w ludziach. Niemniej ten dzień można było uznać za udany.

Po walce, kiedy już ciała zostały złupione i spalone, udaliśmy się do Shawforda od którego otrzymaliśmy słowa uznania, a także trochę wsparcia finansowego. Rzekł nam, iż zapewne przyda się w kolejnym zadaniu.

Po przybyciu do Ulbreka sytuacja się wyklarowała. W siłach goblinów powstała luka przez którą mogły przedostać się oddziały z Neverwinter, lecz pozostawała jedna poważna przeszkoda na ich drodze. Oto bowiem horda opanowała strategiczny Most Shaengarne, jedyną drogę prowadzącą w tą część Doliny. Tym samym otrzymaliśmy nową misję. Mieliśmy kilka godzin na odpoczynek oraz przygotowania, gdyż wedle rozkazów mieliśmy udać się w tamtym kierunku pod osłoną nocy, by ukradkiem przedrzeć się przez mniej bronione obszary, a tym samym odbić most ze strzegących go wartowników.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Infinity Train – Recenzja

Infinity Train jest miniserialem stworzonym przez Owena Dennisa, wyprodukowanym i emitowanym przez Cartoon Network. Odcinek pilotażowy został ukazał się w 2016 roku, zaś premiera właściwego serialu nastąpiła 5 sierpnia 2019. Składa się on z 10 odcinków w formacie 11-minutowym, podobnie jak to miało miejsce z Over The Garden Wall . Produkcja opowiada o wędrówce dziewczyny imieniem Tulip, której celem jest rozwikłanie zagadki tajemniczego pociągu i wydostanie się z niego, co jednak nie jest takie proste biorąc pod uwagę nieskończone możliwości kreowane przez niecodzienne warunki występujące w nieskończonej liczbie wagonów. Od strony fabularnej Infinity Train jest serialem łączącym epizodyczność z ciągłą fabułą, bowiem każdy z odcinków prezentuje w swych ramach małą opowieść, jednocześnie składając się w jedną spójną historię. Postacie wielokrotnie odwołują się do poprzednich wydarzeń, co jest istotne zarówno w kontekście całej opowieści jak i rozwoju bohaterów.  Spogląda

Star vs The Forces of Evil [Sezon 4] – Odc.15 & 16 [spoilery] – przemyślenia

Spoilery! Rozwiązanie kwestii zdjęcia jest całkiem sensowne. Star się kończy. Oczywiście było to wiadome od zapowiedzi czwartego sezonu, ale odcinek 15 dobitniej mi to uświadomił. Wynika to z jednej strony ze spotkań z postaciami po powrocie na Ziemię oraz ukazaniem ich losów, tego w jakim kierunku skręciło ich życie. Jackie jest szczęśliwa i nadal lubi Marco, nie ma mu za złe ich rozstania. Alfonzo i Ferguson znajdują nowych znajomych do grania w D&D , co jest swoją drogą świetnym nawiązaniem do obecnej sytuacji Lochów i Smoków . Z drugiej mamy pożegnania na Mewni, które również pogłębiają uczucie końca, zbliżającego się finału. Mnie osobiście odcinki te się podobały. Bardzo miło było znów zobaczyć bohaterów, których nie widzieliśmy od dłuższego czasu oraz dobrze jest po prostu wiedzieć, że jakoś sobie radzą, że ich życie toczy się dalej i to całkiem pozytywne. Jednocześnie nie opuszcza mnie pewien smutek wywoływany zbliżającym się końcem. Pozostaje jedynie cieszyć si

Star vs The Forces of Evil – podsumowanie serialu

Dokonało się. Star vs The Forces of Evil doczekało się finału. Obserwowałem ten serial od 2 lat, na bieżąco oglądałem odcinki od połowy 3 sezonu, zacząłem udzielać się trochę w fandomie oraz pisać dedykowane mu notki na blogu. Nadszedł jednak czas podsumowań, konkluzji, tego by spojrzeć na niego w szerszej perspektywie, na to by wydać końcowy werdykt. Nie mówię tutaj, że recenzje poprzednich sezonów są nic nie warte, aczkolwiek SvTFoE nabrało nowego, kompletnego wydźwięku, kiedy mamy już wszystkie odcinki i koniec głównej opowieści. Większość moich myśli zawarłem już na streamie , gdzie wraz z Trikster oraz Odmówcą poruszaliśmy temat serialu. Mam nadzieję, że wyszło całkiem przyjemnie, zwłaszcza, że tamtego dnia miałem jeszcze spore problemy techniczne. Tak czy inaczej do zawartych w nim treści będę się częściowo odnosił, ale zamierzam skupić się na serialu jako całości .   Finał Zaczniemy jednak od ostatniego odcinka, który nie doczekał się na blogu osobnego omówienia.