2 Mirtul 1312
Rozgorzała bitwa. Gobliny przypuściły zmasowany szturm na nasze
linie obronne. Mimo natychmiastowej reakcji nie udało nam się
ocalić wielu z walczących po naszej stronie. Mimo to goblinów
padało coraz to więcej, co dawało szansę na to, iż uda się
odeprzeć najeźdźców.
Zaraz po wyjściu z kwatery Shawforda natknęliśmy się na
pierwszą grupę goblinów, która zdążyła zapuścić się pod
wewnętrzny ostrokół. Bez zwłoki rzuciliśmy się do walki. Poza
zwykłymi goblińskimi wojownikami i łucznikami mieliśmy do
czynienia z jeźdźcem dosiadającym worga oraz kilkoma innymi
wyraźnie reagującymi na jego polecenia. Jeden z nich rzucił się
nawet na Krogosha, lecz szybka interwencja Imizael wyratowała go z
opresji. Tymczasem ja oraz Alla'thara poczęliśmy wyrzynać gobliny.
W głównej mierze to ja przyjąłem na siebie impet pierwszych
uderzeń. Na całe szczęście głupie gobliny nie doceniły
pancernych blach osłaniających me ciało, to też korzystając z
ich zaskoczenia, że nadal stoję, wyprowadziłem śmiertelny cios,
raz i drugi. Jednocześnie od flanki zachodziła ich Alla, a Elendil
zdejmował wrogich łuczników.
Wreszcie do walki stanął sam Vghotan, czyli wordży jeździec.
Na jego nieszczęście spotkał na swej drodze Alla'tharę, która
bez skrupułów sprowadziła go najpierw do defensywy, by wreszcie
pozbawić go żywota za pomocą jednego celnego cięcia.
Nie było czasu na radowanie się z tego zwycięstwa, gdyż z
północy dochodziły do nas narastające odgłosy walki. Bez zwłoki
pognaliśmy tam. Na miejscu dostrzegliśmy jak część palisady
okalającej Targos wylatuje w powietrze od eksplozji kuli ognistej.
Winny temu był gobliński czarownik, który jak nagle się pojawił,
tak też zniknął. Niemniej przez wyrwę w obronie zaraz wkroczyły
gobliny z jednym opancerzonym na czele. Czempionem.
Tak jak wcześniej pognaliśmy ku starciu. Nagle słońce
zaświeciło jakby mocniej, a na pancernego goblina uderzyła wiązka
palącego i oślepiającego światła. Jedno spojrzenie na zadowoloną
twarz Deldona wyjaśniło wszystko. Korzystając z przewagi w mig
poradziliśmy sobie z zagrożeniem. Jednocześnie przy samej bramie
nastąpiła kolejna eksplozja. Wróg otworzył sobie kolejne
przejście przez palisadę.
Na miejscu zastaliśmy goblińskiego czarownika wraz z pokaźną
grupą wojowników i łuczników. Wykorzystaliśmy więc
fortyfikacje, by zaciągnąć ich na niedogodne pozycje. Udało się
ich zwabić i zbić w kocioł z czego w pierwszej kolejności
zajęliśmy się czaromiotem. Cholernik był zwinny, a także pewnie
wzmocniony magią, lecz był również zmęczony po wysadzaniu
umocnień. Okazało się to jego zgubą, gdyż nagle Krogosh
przywołał swą plugawą magię i wyssał z tego większość sił
witalnych. Dosłownie można było dostrzec jak z niego ulatuje.
Dzieła dokończyła Imizael, która jednym celnym cięciem posłała
tegoż głowę wysoko nad walczącymi. Otaczający nas zielonoskórzy
momentalnie stracili zapał do walki, lecz było dla nich za późno.
Osaczyliśmy ich i zabiliśmy. Nie było sensu w braniu jeńców, nie
w walce z hordą.
Wygraliśmy... i żyliśmy. Było to wręcz nie do pomyślenia,
lecz okazało się prawdą. Horda została odparta, lecz Targos
okupiło to odczuwalnymi stratami w ludziach. Niemniej ten dzień
można było uznać za udany.
Po walce, kiedy już ciała zostały złupione i spalone, udaliśmy
się do Shawforda od którego otrzymaliśmy słowa uznania, a także
trochę wsparcia finansowego. Rzekł nam, iż zapewne przyda się w
kolejnym zadaniu.
Po przybyciu do Ulbreka sytuacja się wyklarowała. W siłach
goblinów powstała luka przez którą mogły przedostać się
oddziały z Neverwinter, lecz pozostawała jedna poważna przeszkoda
na ich drodze. Oto bowiem horda opanowała strategiczny Most
Shaengarne, jedyną drogę prowadzącą w tą część Doliny. Tym
samym otrzymaliśmy nową misję. Mieliśmy kilka godzin na
odpoczynek oraz przygotowania, gdyż wedle rozkazów mieliśmy udać
się w tamtym kierunku pod osłoną nocy, by ukradkiem przedrzeć się
przez mniej bronione obszary, a tym samym odbić most ze strzegących
go wartowników.
Komentarze
Prześlij komentarz