4 Mirtul 1312
Wyruszyliśmy na spotkanie z Torakiem, który to wraz z resztą orków wyszedł przed fort. Wódz klanu Złamanego Kła rzucił nam wyzwanie i rozpoczęła się walka. Starliśmy się. Ja, Imizael oraz Alla'thara odpieraliśmy zielonoskórych na pierwszej linii frontu, kiedy to pozostali za pomocą magii i łuków neutralizowali łuczników i szamana. Z towarzyszącymi wodzowi wojownikami poszło łatwo, lecz on sam stanowił już większe wyzwanie. Był silniejszy niż pozostali, a i sprytu mu nie brakowało i raz wyprowadził skuteczną fintę. Na jego nieszczęście moja zbroja to nie pierwszy lepszy kawałek żelaza i oparła się.
Wtedy to zaczął stopniowo tracić inicjatywę, lecz nie zapał, to też mimo uzyskania przez nas przewagi liczebnej nie poddał się, lecz walczył do ostatniego tchu. Nie trwało to długo, lecz ostatecznie nie można było rzec, iż nie poległ jak na wojownika przystało. Po walce przeszukaliśmy znajdujące się tam obozowisko i odkryliśmy za nim jaskinię. Według tropów znalezionych przez Elendila to właśnie tam musiał skryć się złodziejski troll. Bez zwłoki weszliśmy do środka.
Wnętrze jaskini było śliskie, lecz nie od lodu, czy wody, a śluzu, którego było pełno. Nie dziwi więc fakt, iż natknęliśmy się tam na żywe galarety, czy nawet zombie. Najwidoczniej orkowi szamani znaleźli czas na coś więcej aniżeli plądrowanie i odprawianie rytuałów do swych przeklętych bogów. Kierując się w głąb jaskini natrafiliśmy na jedną jej odnogę strzeżoną przez parę orkowych wartowników. Ci na nasz widok nie podnieśli broni tylko rzekli, że niejaki Vrek ich oczekuje.
Wprawdzie nie ufaliśmy im, lecz możliwość dyplomatycznego rozwiązania, a tym samym szybszego pozbycia się orków z tego miejsca skusiła nas na tyle, by zaryzykować. W środku okazało się, że ten cały Vrek to nikt inny jak poszukiwany przez nas troll. Wyznał nam, że planuje hodować ludzi z wioski jak bydło, by nie musieć polować, a także to, że Torak nie był już wodzem klanu, tylko on, gdyż pokonał go w walce. Samo zaś ostrze Emmy ukradł dlatego, że tylko ono mogło go zranić. Wielkie musiało być jego zdziwienie, kiedy już na samym wstępie walki otrzymał poważne rany od Krogosha, który cisnął weń Kwasową Strzałą Melfa i to nie jedną. Imizael i Elendil szybko poradzili sobie z wartownikami, a ja, Deldon i Alla'thara zajęliśmy się pozostałymi w tym również szamanem, który próbował nas przekląć. Mimo zadanych ran Vrek bardzo szybko się regenerował, lecz znalezione jeszcze w Targos słoje z oliwą znalazły zastosowanie. Momentalnie ciało stwora zajęło się płomieniami uniemożliwiając mu regenerację. Następnie został nadziany kilkakrotnie na różnego rodzaju ostrza, aż wreszcie Deldon przywołał skupione światło słoneczne, które dokończyło dzieła i spaliło trolla na kupę martwego mięsa.
Odzyskawszy własność kapłanki Selune wróciliśmy do niej i zwróciliśmy miecz. Oddała go sama Imizael, która jako wierna Selune poczuwała się do tego, by to właśnie z jej rąk wróciło ono do pierwotnego właściciela. Emma zaproponowała nam nagrodę, lecz razem z Imizael zdecydowaliśmy, że nie przyjmiemy jej, gdyż świadomość tego, że mamy za sobą kogoś takiego jak ona była dla nas największą nagrodą. Ta nie mogąc wyjść z podziwu zrobiła coś czego nikt z nas nie mógł się spodziewać. Oto przekazała swoje cenne Księzycowe Ostrze Imizael, gdyż wierzyła, iż w jej rękach zrobi o wiele więcej dobrego aniżeli w jej. Elfka ostatecznie przyjęła podarunek, lecz nie bez wahania. Wprawdzie ostrze było trochę za krókie i za lekkie jak na jej preferencje, lecz już samo posiadanie takiego oręża dawało pewność, że żadna magiczna bestia, która stanie nam na drodze nie może czuć się bezpiecznie.
Ponaglani czasem oraz wsparci magiczną mocą Emmy w postaci jej Księżycowego Ostrza oraz czaru niwelującego efekty całodniowego zmęczenia ruszyliśmy ku dolinie, przez którą to można było w najszybszy sposób dostać się do naszego celu. Początkowo wydawało się spokojnie, lecz nagle jedno z przejść zostało zasypane głazami, to też została nam tylko jedna ścieżka. Była to ewidentna pułapka. Nie mając innego wyjścia ruszyliśmy przed siebie w pełnej gotowości i dobrze zrobiliśmy. Oto bowiem na przeciwko nas stanęły łaki, dokładnie dwa szczurołaki i dwa borsukołaki, a za naszymi plecami zleciała para harpii. Łaki, a zwłaszcza jeden okazywały arogancję i nie doceniły nas. Popełniły błąd i zapłacił żywotem. Skóra ich opierała się naszej broni, lecz nie mogła robić tego w nieskończoność, nie to co nasze metalowe pancerze w stosunku do ich zębów, pazurów i prymitywnej broni.
W dalszej części doliny natknęliśmy się na obozowisko orkowych szamanów to też korzystając z przewagi zaskoczenia zaatakowaliśmy ich i wysłaliśmy na tamten świat. Niestety zbudziliśmy tym samym jakieś gniazdo ogromnych pająków, które rzuciły się na nas. Nie mając dobrych pozycji wycofaliśmy się, a odwrót zapewnił nam Dolon oplątujący swym zaklęciem wszystkich wrogów, którzy to teraz bezbronni padali od strzał Elendila.
5 Mirtul 1312
Wykorzystaliśmy osłonę oraz kryjówkę jaką dawały pokręcone szlaki doliny i zatrzymaliśmy się na odpoczynek. Rankiem zbliżyliśmy się do naszego celu, lecz na drodze stanęło nam zamarznięte rozlewisko oraz wielka tama spiętrzająca wody Shaengarne. Było to dziwne, lecz wkrótce dowiedzieliśmy się czemu to miało służyć. Współpracujący z hordą Malaryci wznieśli ją, by ta wiosną spiętrzyła wody po roztopach i wywołała powódź pochłaniającą Dziesięć Miast. Musieliśmy temu zapobiec, to też nie obyło się bez starć z wyznawcami Malara.
Bardziej problematyczne od samych Malaryckich fanatyków były kontrolowane przez nich dzikie bestie z tundry, głównie górskie koty oraz wielkie dziki, które niektórych z nas nieźle poharatały. Na całe szczęście był z nami Deldon, który swą leczniczą mocą stawiał nas na nogi.
Sposobem na unieszkodliwienie tamy okazało się usunięcie podpór, które podtrzymywały całą konstrukcję. Wystarczyło uszkodzić kilka, by siła rzeki zrobiła z nią porządek. Drewno, które w ten sposób pozyskaliśmy stało się kładką, która to ostatecznie dała nam dostęp do mostu.
Dotarliśmy do mostu, lecz nie udało nam się podejść niepostrzeżenie, gdyż wypatrzyła nas jedna z harpii. Wystarczyła chwila, by do naszych uszu dobiegły rozkazy od dowodzącego obroną, by zniszczyć most. Zamierzali zastosować taktykę spalonej ziemi. Zrobić wszystko, by wróg nie dostał w swoje ręce tego, czego sami nie mogli utrzymać. Na drodze do mostu stanęło nam kilka orkillonów, łaków, harpii oraz orków. Niemniej nasze błyskawiczne działa dodatkowo wsparte magią Krogosha oraz Deldona dały nam szybki dostęp do mostu oraz unieruchomiły wrogów. Na samym moście próbowała nas zagadać sprzymierzona z wrogiem czarodziejka, lecz rozgryźliśmy ją na tyle szybko, by na czas zabić ogry niszczące podpory. Jej samej również nie ominął ten los, gdyż strzała wypuszczona przez Elendila sterczała jej z piersi. Wykorzystaliśmy zamieszanie w szeregach wroga i załamanie morale po przejęciu przez nas przyczółka na moście i pozbyliśmy się tylu wrogów ilu byliśmy w stanie. Padło wiele łaków, orkillonów oraz orków.
Wysłaliśmy magiczną wiadomość do Targos o powodzeniu misji, po czym zabezpieczyliśmy okolicę i udaliśmy się w drogę powrotną.
Komentarze
Prześlij komentarz