Przejdź do głównej zawartości

Dziennik z wyprawy do Doliny Lodowego Wichru #17 (Podmrok)

18 Mirtul 1312

Podmrok dla większości tych, którzy o nim słyszeli, jest pewnego rodzaju wyobrażeniem legowiska zła. Nie bez powodu, gdyż zamieszkują nie straszliwe plugastwa jak beholdery, drowy, czy Łupieżcy Umysłów, a i to zapewne jedni z tych mniej przerażających. Ten pozbawiony światła "podświat" wydaje się czasami nierealny. Oczywiście zdawałem sobie sprawę z jego istnienia, ale czym zupełnie innym jest wiedza, a przebywanie w tym miejscu.

Schodząc po linie ze smoczego legowiska miałem czasami wrażenie, że otaczające mnie ciemności stają się niezwykle namacalne. Wręcz ostre albo lepkie. Masz "pewność", że tak nie może być, lecz w odmętach pamięci budzą się te wszystkie historie o najczarniejszej magii drowów i tracisz tę wiarę. Tracisz ją do chwili, kiedy możesz wreszcie pewnie stanąć na litej skale korytarza, masz wokół siebie przyjaciół i towarzyszy skąpanych w blasku pochodni oraz magicznych świateł.

Nasze zejście do Podmroku odbyło się bez wypadków, czy przeszkód, lecz wystarczyła chwila wędrówki byśmy wpadli w zasadzkę. Opadły nas bowiem stwory zwane hakowymi poczwarami. Monstra owe można opisać w kilku słowach. Ślepe, wielkie i z wielkimi szczypcami oraz bardzo niebezpieczne.

Mieliśmy szczęście, że trzymaliśmy się w zwartej grupie. W innym wypadku oddzieliłyby nas od siebie i nasza wyprawa jednocześnie by się zakończyła. Na całe szczęście stwory nie mogły przewidzieć tego, że Deldon może przybrać postać czegoś tak wielkiego jak Remorhaz. Zastawił części z nich drogę, po czym sam rzucił się do ataku. Jednocześnie w ruch poszły miecze i buławy. Szybko pokryła je krew, a wnętrze korytarza zapełniły trupy.

Jakiś czas później natrafiliśmy na coś czego absolutnie się nie spodziewaliśmy. Mianowicie na pancerne wrota ozdobione symbolem tarczy na której roztrzaskuje się bełt. Nie zdążyliśmy nawet zabrać myśli, kiedy z tyłu usłyszeliśmy Alla'tharę mówiącą: "Laduguer". Twarz jej zdobiła mieszanka zawziętości oraz obawy. "Duergarowie", dodała, czym uświadomiła nam z kim mieliśmy do czynienia. Szare krasnoludy nie są może tak bezczelne i żądne krwii jak drowy, lecz nie oznacza to również, że są miłymi towarzyszami do piwa. Wystarczy wyobrazić sobie zawziętego, żylastego, chciwego oraz złego brodacza i ma się obraz całej duergarskiej rasy.

Postanowiliśmy nie szukać kłopotów i ruszyliśmy wgłąb tuneli.

Wędrowaliśmy przez kilka godzin. Czasami napotykając niewielkie grupki trolli, czy ognistych żuków, a nawet kolejne hakowe poczwary. Niemniej bez większych problemów tarasowaliśmy sobie drogę. Niestety ciągle trafialiśmy na ślepe zaułki. Niektóre nieznające śladu narzędzi, inne zaś częstokroć obrabiane, zapewne podczas wydobycia minerałów. Niestety nie znaleźliśmy żadnego przejścia kierującego się na wschód. Może nie do końca, bowiem odkryliśmy zawalony tunel, lecz bez narzędzi górniczych nie mogliśmy marzyć o tym, by utorować sobie drogę. W pewnym momencie natrafiliśmy na ciało duergarskiego wojownika. Jego pancerz nosił ślady walki, zapewne z hakowymi poczwarami. Obgryziona została tylko głowa oraz kończyny, gdyż do reszty zapewne nie można się było dobrać. Przeszukując trupa znaleźliśmy ciężki klucz. Już po samym jego rozmiarze domyśleliśmy się, że zapewne służy do otwierania wrót, a raczej jednego z mniejszych przejść.

Mieliśmy dwa wyjścia. Albo będziemy kontynuowali poszukiwania odpowiedniego tunelu z nadzieją, że szybko uda nam się przejść na drugą stronę Gór Grzbietu Świata, albo też udamy się do duergarów i być może przehandlujemy od nich narzędzia górnicze. Ostatecznie stanęło na drugiej koncepcji z której najbardziej niezadowolona była chyba Alla'thara. Już od jakiegoś czasu wydawała się niespokojna. Właściwie od chwili, kiedy napotkaliśmy Nyma, a nasza grupa powzięła plan przejścia przez Podmrok. Czyżby miała już kiedyś do czynienia z podmrokiem?

19 Mirtul 1312

Po przejściu przez duergarską bramę spotkaliśmy się ze spodziewanym powitaniem. Strażnicy unieśli broń, głównie kusze, gdyż, przy samych wrotach stali orkowie. Wtem odezwał się jeden z krasnoludów wykrzykując coś w kilku kolejnych językach, aż wreszcie przeszedł na wspólny. Nazywał się Dargab i zajmował się obroną tego posterunku, a także trenowaniem niewolników. Głównie orków. Był bardziej zaciekawiony naszym pojawieniem się, aniżeli zdenerwowanym. Zażądał od nas odpowiedzi na kilka pytań, przede wszystkim chodziło o powody oraz sposób naszego przybycia, a także cel podróży. Odrzekliśmy zgodnie z prawdą, a ten ostatecznie wysłał nas do Baruda Barzama, dowódcy tego posterunku, w celu ugadania warunków przekazania narzędzi górniczych.

Spotkaliśmy go wewnątrz placówki. W rozmowie z nim uzgodniliśmy, że przekaże nam narzędzia w zamian za oczyszczenie części korytarzy w okolicach ich posterunku, a nawet jest gotów wynagrodzić nas czymś jeszcze jeżeli pozbędziemy się wszystkiego w okolicy. Z naszych relacji okazało się, że wybiliśmy już te monstra podczas naszych poszukiwań innego przejścia, to też otrzymaliśmy to co chcieliśmy, a także wykonany duergarską robotą topór oraz tarczę. Na koniec zagadnęliśmy o możliwość odpoczynku, na co otrzymaliśmy zgodę, a także Barud rzekł nam, że być może będzie miał dla nas jeszcze jakąś propozycję.

Zajęliśmy jedno z pomieszczeń i przeszliśmy do opatrywania ran oraz zasłużonego odpoczynku. Wszyscy wydawali się zaskoczeni faktem, że z duergarami poszło tak łatwo i bez większych kłopotów. Wszyscy oprócz Alla'tharay. Widząc jej minę nie pozostało nam nic innego jak wreszcie wypytać ją o jej nastrój. Ta nie bez oporów opowiedziała nam historię tego jak będąc młodą dziewczyną trafiła w łapy duergarskich łowców niewolników. To właśnie pod ich batem stała się twarda, silna oraz nauczyła się walczyć. Nie była to jednak przyjemna nauka. Ciągle ją bito, wyrywano włosy, czy przypalano skórę rozżarzonym metalem, a poprzez swoją odporność na ogień czyniono to szczególnie brutalnie. Wreszcie jednak udało jej się zbiec, a nawet zabić kilku z dotychczasowych oprawców. Tak trafiła najpierw do Shar, a z czasem przemierzyła wiele innych krain Faerunu jako najemniczka.

Słysząc to nie mogliśmy nie przejąć się jej historią, zaś nasza relacja z Barzamem stanęła pod znakiem zapytania.

W pewnej chwili zauważyliśmy zniknięcie Eldillora. Miało to miejsce jakiś czas po opowieści Alla'thary. Powrócił jakiś czas później ściągając z siebie zaklęcie niewidzialności. Rzekł nam wtedy, że wyczuł w tym miejscu czyjąś obecność i nie chodziło o duergara, czy jakiegoś niewolnika. To był ktoś inny. Nie potrafił stwierdzić co to może być, lecz wiedział, że ma swe źródło gdzieś we wschodniej części kompleksu. W okolicy lochów. Zaproponował nam zbadanie tego, na co po dłuższej dyskusji się zgodziliśmy. W ruch poszła magia iluzji.

Odkryliśmy salę tortur, gdzie na jednym ze stołów zaopatrzonych w wymyślny mechanizm do zadawania bólu leżały rozciągnięte zwłoki jakiegoś mężczyzny w czerwonoczarnych szatach. Jego sylwetka zdradzała siłę oraz sprawność, przynajmniej za życia. Nie mieliśmy okazji dłużej się mu przyjrzeć, gdyż nagle zrobiło się nienaturalnie chłodno, a w rogu pomieszczenia dostrzegliśmy zjawę. Ducha ubranego w identyczne szaty. Krzyczał, zaś jego słowa rozbrzmiewały w naszych umysłach oskarżając nas o zdradę, o nieludzkie traktowanie i tortury. Praktykowanie niewolnictwa jako jeden z najgorszych przejawów zła. Ostatecznie rzucił się na nas i rozpłynął w powietrzu.

20 Mirtul 1312

Kiedy jedliśmy śniadanie przyszedł do nasz Barzam. Opowiedział nam historię tego jak mnisi z zakonu Czarnego Kruka odebrali im kontrolę nad wyjściem z podmroku. Zaproponował nam pokaźną nagrodę jeżeli pozbędziemy się ich wrogów. Pchnięci przeczuciem wypytaliśmy go jak rozpoznamy tych mnichów. Ten, jak się spodziewaliśmy, rzekł o czerwonoczarnych szatach. Odpowiedzieliśmy mu więc, że się zastanowimy.

Zostawszy sami przedyskutowaliśmy, co też należałoby począć z tą sytuacją. Duergarowie wprawdzie praktykowali niewolnictwo, lecz z drugiej strony nie dali nam bezpośredniego powodu, by się im przeciwstawić. Tutaj w moje przemyślenia wtrąciła się Alla'thara, Imizael oraz Eldillor. Stwierdzili oni bowiem, że nie ważne, czy niewoleni są orkowie, czy ludzie. Niewolnictwo jest niedopuszczalne. Do tego jeszcze chcą zaatakować klasztor którego mieszkańcy słyną z gościnności i w żadnym wypadku nie zasługują na to, by ich zabijać.

Osobiście nie było mi to w smak, lecz pod naciskiem grupy ustąpiłem. Spróbujemy przekonać duergarów do wypuszczenia niewolników i opuszczenia tego miejsca słowami bądź siłą.

Ostatni już raz spotkaliśmy się z Barzamem i przedstawiliśmy mu nasze żądania. Tak jak się spodziewałem nie był z nich zadowolony, a tym bardziej nie zamierzał ustąpić. Doszło do tego, do czego dojść musiało. Polała się krew.

Zgrupowaliśmy się w jednym z korytarzy, by nie dać się przytłoczyć ich liczebności. Wprawdzie skutecznie wraz z Imizael oraz Alla'tharą odpieraliśmy ich na pierwszej linii, lecz wysiłek dawał się stopniowo we znaki, a duergarów ubywało zbyt wolno.

W pewnym momencie odniosłem wrażenie jakby powietrze zgęstniało. Nie wiedziałem co się dzieje. Otrzeźwiły mnie dopiero krzyki duergarskich wojów wyrzucanych w powietrze i ciskanych o ściany. W pomieszczeniu w którym grupowali się obrońcy posterunku nastąpił chaos. Równie niespodziewanie uderzyła mnie fala światła i gorąca. Ognisty pocisk eksplodował u wejścia do korytarza kładąc trupem krasnoludy. Obejrzałem się i zobaczyłem znikające płomienie z palców Eldillora. Uśmiechał się.

Dopiero po zakończeniu walk zrozumiałem co się wydarzyło. Przyzwał on bowiem żywiołaka powietrza na tyły wroga, a kiedy już to zrobił mógł bez problemów ciskać kulami ognia, gdyż duergarscy kapłani byli zbyt zajęci przybyszem. Nie mogłem wyjść z podziwu, lecz gdzieś w głębinach umysłu zagnieździł się lęk przed taką mocą. Praktycznie sam wybił większość garnizonu.

21 Mirtul 1312

Po kilku godzinach prac wreszcie udało nam się przebić przez gruzowisko. Ruch powietrza był niezaprzeczalny, a co za tym idzie w pobliżu znajdowało się wyjście na powierzchnię.

Tym co nas zaskoczyło było światło. Nie promieni słońca, lecz koksowników rozstawionych w miejscach noszących ślady obozowania. Czyżby byli to mnisi strzegący wyjścia z Podmroku? Zdobienia w kształcie kruków na uchwytach koksowników zdawały się to potwierdzać, lecz Elendil znalazł dziwne tropy. Z jednej strony przypominające niedźwiedzie, lecz zdeformowane nie wiedzieć w jaki sposób. Jedynym wyjaśnieniem byłby fakt, że noszą coś na łapach, co byłoby bardzo dziwne.

Wreszcie ruszyliśmy dalej, a tropy stawiały się coraz świeższe. Wreszcie dowiedzieliśmy się o co chodzi.
Przed bramą ozdobioną wizerunkiem kruka natrafiliśmy na grupę łowców oraz niedźwiedzi dowodzonych przez czarownika zwącego się "Mistrzem Bestii". Za pomocą swej magii narzucał bowiem swą wolę zwierzętom. Towarzyszące mu zaś niedźwiedzie były "uzbrojone" w stalowe pazury założone na łapy. Widok z jednej strony dziwny, lecz z drugiej niezachęcający.
Czarodziej był tak pewny siebie, iż rzekł nam nawet, że jest członkiem Tajemnego Bractwa, grupy magów sprawujących faktyczną władzę nad Luskan. Było to o tyle niepokojące, gdyż przyznał, że Phane był jednym z nich. Jednoznacznie potwierdził zatem, że Bractwo współpracuje z Legionem. Jego zadaniem zaś jest pozbycie się nas, tych, którzy wtrącają się w ich interesy.

Starcie okazało się nadspodziewanie szybkie. Wszystko dzięki Elendilowi, który błyskawicznie wręcz ustrzelił Harshoma (Mistrza Bestii), Deldonowi, który ściągnął z niedźwiedzi magiczne więzy oraz Eldillorowi wywołującego panikę w ich szeregach. Pozbycie się reszty to tylko formalność.

Tak oto ostatnia przeszkoda została pokonana i mogliśmy wyjść na powierzchnię...



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Star vs The Forces of Evil [Sezon 4] – Odc.15 & 16 [spoilery] – przemyślenia

Spoilery! Rozwiązanie kwestii zdjęcia jest całkiem sensowne. Star się kończy. Oczywiście było to wiadome od zapowiedzi czwartego sezonu, ale odcinek 15 dobitniej mi to uświadomił. Wynika to z jednej strony ze spotkań z postaciami po powrocie na Ziemię oraz ukazaniem ich losów, tego w jakim kierunku skręciło ich życie. Jackie jest szczęśliwa i nadal lubi Marco, nie ma mu za złe ich rozstania. Alfonzo i Ferguson znajdują nowych znajomych do grania w D&D , co jest swoją drogą świetnym nawiązaniem do obecnej sytuacji Lochów i Smoków . Z drugiej mamy pożegnania na Mewni, które również pogłębiają uczucie końca, zbliżającego się finału. Mnie osobiście odcinki te się podobały. Bardzo miło było znów zobaczyć bohaterów, których nie widzieliśmy od dłuższego czasu oraz dobrze jest po prostu wiedzieć, że jakoś sobie radzą, że ich życie toczy się dalej i to całkiem pozytywne. Jednocześnie nie opuszcza mnie pewien smutek wywoływany zbliżającym się końcem. Pozostaje jedynie cieszyć si

Infinity Train – Recenzja

Infinity Train jest miniserialem stworzonym przez Owena Dennisa, wyprodukowanym i emitowanym przez Cartoon Network. Odcinek pilotażowy został ukazał się w 2016 roku, zaś premiera właściwego serialu nastąpiła 5 sierpnia 2019. Składa się on z 10 odcinków w formacie 11-minutowym, podobnie jak to miało miejsce z Over The Garden Wall . Produkcja opowiada o wędrówce dziewczyny imieniem Tulip, której celem jest rozwikłanie zagadki tajemniczego pociągu i wydostanie się z niego, co jednak nie jest takie proste biorąc pod uwagę nieskończone możliwości kreowane przez niecodzienne warunki występujące w nieskończonej liczbie wagonów. Od strony fabularnej Infinity Train jest serialem łączącym epizodyczność z ciągłą fabułą, bowiem każdy z odcinków prezentuje w swych ramach małą opowieść, jednocześnie składając się w jedną spójną historię. Postacie wielokrotnie odwołują się do poprzednich wydarzeń, co jest istotne zarówno w kontekście całej opowieści jak i rozwoju bohaterów.  Spogląda

Star vs The Forces of Evil – podsumowanie serialu

Dokonało się. Star vs The Forces of Evil doczekało się finału. Obserwowałem ten serial od 2 lat, na bieżąco oglądałem odcinki od połowy 3 sezonu, zacząłem udzielać się trochę w fandomie oraz pisać dedykowane mu notki na blogu. Nadszedł jednak czas podsumowań, konkluzji, tego by spojrzeć na niego w szerszej perspektywie, na to by wydać końcowy werdykt. Nie mówię tutaj, że recenzje poprzednich sezonów są nic nie warte, aczkolwiek SvTFoE nabrało nowego, kompletnego wydźwięku, kiedy mamy już wszystkie odcinki i koniec głównej opowieści. Większość moich myśli zawarłem już na streamie , gdzie wraz z Trikster oraz Odmówcą poruszaliśmy temat serialu. Mam nadzieję, że wyszło całkiem przyjemnie, zwłaszcza, że tamtego dnia miałem jeszcze spore problemy techniczne. Tak czy inaczej do zawartych w nim treści będę się częściowo odnosił, ale zamierzam skupić się na serialu jako całości .   Finał Zaczniemy jednak od ostatniego odcinka, który nie doczekał się na blogu osobnego omówienia.