16 Mirtul 1312
Niestety w chwili naszego powrotu Carity oraz Leeviego już nie było. Uciekli, a tym samym nie było możliwości ich osądzenia. Suoma przyjęła prawdę ze smutkiem, lecz co się stało już się nie odstanie. W nagrodę za nasze wysiłki przekazała nam wiedzę w jaki sposób można rozpoznać oraz zwabić do siebie mroczne drzewce zamieszkujące Upadły Las. Wedle jej słów miały one mylić wędrowców prowadząc ich ku niebezpieczeństwu, bądź też nie pozwalając przejść na jego drugą stronę. Teraz pozostało nam tylko zaopatrzyć się w stosowny ekwipunek i po odpoczynku ruszyć w dalszą drogę.
Przygotowania przerwali niezapowiedziani goście i to nie byle kto. Nagle nad Wioską pojawiły się dwa cienie, które szybko zleciały w dół lądując przy wejściu do osady. Mieszkańcy pochowali się w swych chatach oraz namiotach, natomiast my oraz myśliwi chwyciliśmy za broń. Niepokoiło nas nic innego jak potworne rodzeństwo przewodzące Legionowi Chimery. Isair oraz Madae, których wygląd zdradzał przynajmniej częściowe biesie pochodzenie. Zaczęli nam grozić, lecz nie zważaliśmy na to.
W trakcie rozmowy wydało się, że to Nym, drowi kupiec, sprzedał im informację o naszym położeniu. Najwyraźniej reputacja drowów znów nie była przesadzona. Próbowaliśmy dowiedzieć się czego chcą, na co odpowiedzieli, że nasze starania nic nie znaczą, a Kuldahar i tak upadnie, prędzej, czy później. Taki sam los miał czekać i resztą z Dziesięciu Miast. Zdradzili nam nawet informację, że nie tylko my mamy w Luskan sojuszników. Ostatecznie wyszło na to, że mają zbyt wiele spraw na głowie, by się nami zajmować to mieliśmy stać się ich heroldami, którzy mieli zanieść ich prawo do krain ludzi i elfów. Na pożegnanie zostawili dla nas "prezent". Mianowicie Isair zabił myśliwych jednym gestem, a następnie zamknął ich dusze w martwych ciałach tworząc tym samym zombie. Po tym incydencie zniknęli w świetle teleportacji.
Powaliliśmy ożywione ciała, zaś uzdrowicielce udało się przywrócić ich do poprzedniego stanu. Niemniej zdawaliśmy sobie już sprawę, że należy stąd odejść, by nie sprowadzać więcej kłopotów.
17 Mirtul 1312
Dotarliśmy do Upadłego Lasu. Zaraz po wejściu udało nam się rozpoznać pierwszego drzewca. Rzuciliśmy się na niego w ostateczności pozbawiając żywota. Ten sam los spotkał i inne które miały czelność stanąć nam na drodze, aż wreszcie trafiliśmy do centralnej części lasu, gdzie czekała na nas cała grupa. Z pomocą magii Deldona bez problemu wyrwaliśmy te chwasty, czym zapewniliśmy sobie bezpieczne przejście przez las.
Kilka godzin później dotarliśmy wreszcie do Zimnych Bagien na których to wpadliśmy w zasadzę monstrualnych pająków oraz natknęliśmy się na grupkę śnieżnych trolli. Ani pierwsi, ani drudzy nie stanowili już wyzwania.
O wiele więcej problemów sprawili nam barbarzyńcy broniący czegoś co nazywali "Kamienną Bramą", zapewne rodzaj przejścia pomiędzy wzgórzami. Niestety negocjacje nic nie dały i rozgorzał bój. Dzicy wojownicy mieli nad nami zdecydowaną przewagę liczebną, to też nawet nasze umiejętności oraz wyśmienity ekwipunek mogły nie podołać takiemu wyzwaniu. Z pomocą przyszli nam jednak czaromioci. Eldillor wezwał nam na pomoc kilku sojuszników w postaci uformowanych z cienia potworów, zaś Deldon przybrał formę wielkiego Remorhaza i swym ciałem bez problemu roztrącał dzikusów.
Ostatecznie potyczka zakończyła się naszym zwycięstwem okupionym zadziwiająco niskim ubytkiem w siłach. Kiedy my przeszukiwaliśmy ciała poległych Alla'thara zajęła się przejściem pod postacią kilku rzędów wielkich kamiennych kul, które trzeba było poprzesuwać w odpowiedniej kolejności. Dolina stanęła przed nami otworem.
W międzyczasie jednak zaatakowała nas banda małych wiwern, co oznaczało, że kierujemy się w dobrą stronę.
18 Mirtul 1312
Zwiady Elendila zapewniły nam wgląd w sytuację, a także upewniły, że obraliśmy właściwy kierunek. Okolica nie nosiła śladów bytowania zbyt wielu drapieżników, niemniej wyróżniały się wielkie tropy jaszczurów. Natomiast znalezione łuski potwierdziły przypuszczenia. Musieliśmy się zmierzyć ze smokiem, a może i nawet dwoma biorąc pod uwagę liczbę tropów.
Wkrótce dojrzeliśmy jaskinię do której prowadziły ślady. Nie czekając przygotowaliśmy się do walki. Naostrzyliśmy broń, sprawdziliśmy pancerze, a czaromioci rzucali niezbędne zaklęcia.
Ruszyliśmy do legowiska.
Jak tylko podeszliśmy bliżej wylotu jaskini opadły nas białe żmije, zaś z wnętrza groty wyłonił się wielki biały jaszczur. Nawet najzwyklejszy chłop poznałby, że ma do czynienia ze smokiem. Nie była to pokrzepiająca myśl.
W lot pojęliśmy, że jeżeli dojdzie do tego, że żmije nas otoczą i zbiją w jednym miejscu nie będzie dla nas ratunku. Z tym jednak przyszedł Eldillor. Swymi magicznymi mocami sprowadził nam na pomoc uformowane z cienia monstra, które rzuciły się na smoka. Dało to nam potrzebny czas na zajęcie się swoimi tyłami.
Żmije może i robiły wrażenie swymi rozmiarami, lecz na pewno nie siłą. Z pozoru groźne gady nie okazały się wyzwaniem i umiejętności bojowe moje, Imizael oraz Alla'thary wspomagane druidycznymi mocami Deldona wysłały je na tamten świat.
W tym samym czasie smok kończył walczyć z ostatnim z cieni.
Zaszarżowaliśmy według ustalonego wcześniej planu. Imizael jako najzwinniejsza z naszej trójki zbrojnych skupiła na sobie jego uwagę, bym ja wraz z Alla'tharą mógł kąsać z flanek. Oczywiście nie obyło się bez wsparcia w postaci błyskawic Deldona, strzał Elendila oraz magicznych pocisków Eldillora. Nawet pomimo naszego zgrania nie była to prosta walka. Gadzina miała bardzo twarde łuski, a manewrowanie wokół niego utrudniała zamrożona jego dechem ziemia.
Ostatecznie jednak Imizael dosięgła jego szyi, jej ostrze podważyło łuski i wbiło się w ciało. Smok począł wierzgać, lecz nie trzeba było długo czekać, by jego oczy zaszły mgłą. Mogliśmy być z siebie dumni.
W normalnych okolicznościach zapewne pokusilibyśmy się o oskórowanie monstra, lecz czas naglił, a i tak nie mieliśmy sposobu, by zabrać skórę ze sobą. Daliśmy sobie chwilę wytchnienia, po czym weszliśmy do groty.
Wewnątrz potwierdziły się nasze obawy. Był i drugi smok, który zapewne strzegł gniazda. Nie był sam, gdyż towarzyszyły mu kolejne żmije. Tym razem jednak odciągnięcie tego pierwszego nie wchodziło w grę. Mag mimo wszystko wezwał na pomoc magicznych sojuszników, którzy to zaistnieli na tyłach zaskoczonych bestii. W tym samym czasie zainicjowaliśmy walkę ze żmijami, by te nie przeszkadzały nam w ostatecznej potyczce.
Wyszło nie najgorzej zważając na ograniczającą jaskinię. Nieszczęśliwie kilka razy dosięgnął nas jego mroźny oddech. Traciliśmy czucie w rękach i nogach, lecz nie poddawaliśmy się i okrążywszy, ostatecznie ubiliśmy. Zrazu przyszedł nam na pomoc Deldon ratując od odmrożeń, a w dalszej perspektywie pewnie i śmierci.
W głębi jaskini znaleźliśmy zejście do Podmroku o którym opowiedział nam zdradziecki Nym. Przywiązaliśmy liny do okalających je stalagmitów i opuściliśmy się w mrok...
Komentarze
Prześlij komentarz