2 Kythorn 1312
Sytuacja po tej stronie Kopca Kelvina była gorsza niż zakładano. Oto bowiem Kuldahar zostało najechane przez sprzymierzonych z Legionem Yuan-ti, wężowatych mieszańców z Oka Smoka, wulkanicznej góry, na której to zboczu utworzyła się formacja skalna przypominająca smoczy łeb. Wedle słów Oswalda, który to w tej oto chwili stoi za sterami swego statku powietrznego i prowadzi go najszybszą drogą do Kuldahar, wężowaci nie przybyli sami, razem z nimi mają być również nieumarli oraz neo orogi. Na całe szczęście większość mieszkańców zdążyła się ewakuować, lecz niektórzy zostali, by bronić swych domów na czele z Iselorem, arcydruidem, który stoi na straży Kryształu Serca. Wszystkie te wieści niepokoją mnie. Dostrzegam znużenie w oczach Imizael, Elendila oraz Alla'thary. Dobrze ich rozumiem. Przebyliśmy właśnie jedną z najniebezpieczniejszych krain Torilu, Podmrok, niesławny Podmrok odstraszający najodważniejszych ze śmiałków.
Z utęsknieniem wspominam chwile spędzone w Klasztorze Czarnego Kruka. Pomimo ran odnalazłem tam, jak z resztą my wszyscy wyłączając Eldillora, spokój. Coś, czego nie zaznaliśmy od tygodni. Ciągła czujność i niepewność każdego kroku staje się z czasem brzemieniem cięższym od najmasywniejszej zbroi. Czas działa na naszą niekorzyść w sposób ten zgoła niepostrzeżenie, a jednak być może znaczniej, aniżeli groźby najazdu, czy demonicznej plagi. Strach bowiem można przezwyciężyć i przekuć w siłę. Znużeniu zaś można jedynie zapobiegać, lub się go pozbywać. Nie da się go przemienić w nic dobrego.
W międzyczasie dotarliśmy do celu. Z góry już rozpoznawaliśmy pozabijane deskami domy, czy rozkopane groby na przełęczy. Centrum Kuldahar pozostawało dla nas niedostrzegalne, bowiem liście wielkiego dębu przesłaniały nam widok. Niemniej już sam fakt, iż niektóre z liści szarzały, czy spadały, nie świadczył dobrze, bowiem wedle opowieści o tym drzewie, nigdy nie traciło ono liści, chyba że w razie nieszczęścia.
Zaraz po tym jak tylko zeszliśmy z pokładu zza winklów wyłoniły się nieumarłe stwory. *Zmory* jak rzekła Imizael. Okrążały nas zachowując bezpieczną odległość. Niepewni oczekiwaliśmy, aż wyłonią się wszystkie, by nie dać się zaskoczyć. Wtem wyrósł nad nimi wielkolud odziany w czarną, najeżoną kolcami zbroję. W jednej dłoni dzierżył wielki kiścień, zaś w drugiej tarczę z wymalowaną na niej czarną ręką trzymającą w garści zielone promienie. Symbol Bane'a...
Zaczął rzucać w nas groźbami, iż nas zniszczy, że nasza eskapada zakończy się tu i teraz. Wysłał na nas swe zmory. Zaprawdę musiał być zaskoczony jak szybko się z nimi uporaliśmy. Tak, iż nie warto tego nawet opisywać. Ich pan najwyraźniej postanowił się wycofać, gdyż po chwili już nie widzieliśmy go w zasięgu wzroku. Poleciliśmy Oswaldowi, by został na statku razem z Maralie. My zaś ruszyliśmy przeczesywać dolinę.
W całej dolinie roiło się od zmór oraz szkieletowych łuczników. Na ich nieszczęście dzierżony przez nas oręż był na tyle potężny, a ramiona na tyle silne, iż nie byli w stanie stawić godnego oporu. Imizael wraz z Alla'tharą odcinały kończyny i ćwiartowały ciała, Elendil dziurawił strzałami, a Delon pod postacią drzewca rozgniatał. Nie pobrudził sobie rąk tylko Eldillor przyzwawszy dwa cieniste stwory przemykające pomiędzy wrogami i posyłającymi ich do ziemi z której nie powinni powstawać.
W samotnej strażnicy położonej na zachodnim krańcu przełęczy natknęliśmy się na naszego starego znajomego, mianowicie Nathaniela. Towarzyszył mu dość porywczy mężczyzna, chcący szyć do nas z łuku na sam dźwięk otwieranych drzwi. Najwyraźniej był czymś zbyt zajęty, by wyjrzeć na zewnątrz i dostrzec pogrom w siłach wroga. Niemniej, nie mieliśmy czas na uprzejmości, to też od razu przeszliśmy do rzeczy, Nathaniel opowiedział nam o sytuacji, która tutaj zaszła. Pokrywała się ona z wersją Oswalda i poszerzała ją o ostatnie wydarzenia. Yuan-ti nie mogąc odebrać Iselorowi Klejnotu Serca zostawili go przy kamieniu i poczęli odcinać korzenie dębu, a kapłan Bane'a wskrzeszać zmarłych z cmentarza na przełęczy. Nathaniel rzekł, że najlepszym, wyjściem byłoby w pierwszej kolejności zajęcie się kapłanem, by nie zaskoczył nas atakiem z tyłu, kiedy my będziemy odpierać Yuan-ti. Trzeba mu było przyznać rację, to też w pośpiechu ruszyliśmy na cmentarz, z którego to Nathaniel ściągnął magiczną osłonę niepozwalającą reszcie nieumarłych się wydostać.
Za bramą cmentarza natrafiliśmy, wedle przewidywań, na jeszcze więcej zmór, lecz tak samo jak poprzednie nie stanowiły wyzwania. U wschodniego krańca doliny, w której położony był cmentarz, była jaskinia z której dochodziły jakieś głosy. Jednym z nich był ten należący do kapłan Bane'a, zaś pozostałe do reszty jego kohorty. Eldillor i Deldon szybko rzucili na nas niezbędne czary ochronne i weszliśmy do środka.
Wewnątrz natrafiliśmy na naszego starego znajomego w towarzystwie orogów oraz kilku cieni. Kapłan jak wcześniej zaczął rzucać w nas swymi groźbami, lecz my zdążyliśmy już go przejrzeć. Z resztą nie trzeba być neverwinterskim dyplomatą, by stwierdzić, że zwyczajnie kłamie ze strachu przed nami. Jakaż to ironia, że ten tytułujący się "Panem Strachu Bane'a" był trawiony przez strach. Nie spodobało mu się nasze stwierdzenie, to też, jak przewidywaliśmy, rzucił się na nas.
W pierwszej kolejności rzucili się na nas orogowie wojownicy i zagrodzili drogę, by ich pan mógł zacząć rzucać swe czary. Niektórzy z nich musieli się nieźle zdziwić, kiedy buli rozrzucani na wszystkie strony przez istotę uformowaną z czystego powietrza. Żywiołak Eldillora po raz kolejny nie natrafił na godnego siebie przeciwnika. Inni z kolei cofnęli się po tym jak jeden z ich towarzyszy został przysmażony przez wyładowanie wywołane samą obecnością Deldona. Inni padali pod ciosami kwasowej klingi Alla'thary, ostrza Imizael, czy moich obuchów. Zostali wyrżnięci tak szybko, że jedynym co zdążył zrobić kapłan było wezwanie mocy swego boga na pomoc. Nie zdało mu się to na wiele, możliwe też stracił łaskę swego nietolerującego porażek Bane'a, gdyż Imizael znalazła szczelinę pod hełmem i wraziła weń swą klingę, którą to w mig zalała posoka.
Jedno zagrożenie zneutralizowane. Teraz pozostało odeprzeć Yuan-ti.
Komentarze
Prześlij komentarz