Przejdź do głównej zawartości

Dziennik z wyprawy do Doliny Lodowego Wichru #22 (Przełęcz Kuldahar)

2 Kythorn 1312

Sytuacja po tej stronie Kopca Kelvina była gorsza niż zakładano. Oto bowiem Kuldahar zostało najechane przez sprzymierzonych z Legionem Yuan-ti, wężowatych mieszańców z Oka Smoka, wulkanicznej góry, na której to zboczu utworzyła się formacja skalna przypominająca smoczy łeb. Wedle słów Oswalda, który to w tej oto chwili stoi za sterami swego statku powietrznego i prowadzi go najszybszą drogą do Kuldahar, wężowaci nie przybyli sami, razem z nimi mają być również nieumarli oraz neo orogi. Na całe szczęście większość mieszkańców zdążyła się ewakuować, lecz niektórzy zostali, by bronić swych domów na czele z Iselorem, arcydruidem, który stoi na straży Kryształu Serca. Wszystkie te wieści niepokoją mnie. Dostrzegam znużenie w oczach Imizael, Elendila oraz Alla'thary. Dobrze ich rozumiem. Przebyliśmy właśnie jedną z najniebezpieczniejszych krain Torilu, Podmrok, niesławny Podmrok odstraszający najodważniejszych ze śmiałków.

Z utęsknieniem wspominam chwile spędzone w Klasztorze Czarnego Kruka. Pomimo ran odnalazłem tam, jak z resztą my wszyscy wyłączając Eldillora, spokój. Coś, czego nie zaznaliśmy od tygodni. Ciągła czujność i niepewność każdego kroku staje się z czasem brzemieniem cięższym od najmasywniejszej zbroi. Czas działa na naszą niekorzyść w sposób ten zgoła niepostrzeżenie, a jednak być może znaczniej, aniżeli groźby najazdu, czy demonicznej plagi. Strach bowiem można przezwyciężyć i przekuć w siłę. Znużeniu zaś można jedynie zapobiegać, lub się go pozbywać. Nie da się go przemienić w nic dobrego.

W międzyczasie dotarliśmy do celu. Z góry już rozpoznawaliśmy pozabijane deskami domy, czy rozkopane groby na przełęczy. Centrum Kuldahar pozostawało dla nas niedostrzegalne, bowiem liście wielkiego dębu przesłaniały nam widok. Niemniej już sam fakt, iż niektóre z liści szarzały, czy spadały, nie świadczył dobrze, bowiem wedle opowieści o tym drzewie, nigdy nie traciło ono liści, chyba że w razie nieszczęścia.
 
Zaraz po tym jak tylko zeszliśmy z pokładu zza winklów wyłoniły się nieumarłe stwory. *Zmory* jak rzekła Imizael. Okrążały nas zachowując bezpieczną odległość. Niepewni oczekiwaliśmy, aż wyłonią się wszystkie, by nie dać się zaskoczyć. Wtem wyrósł nad nimi wielkolud odziany w czarną, najeżoną kolcami zbroję. W jednej dłoni dzierżył wielki kiścień, zaś w drugiej tarczę z wymalowaną na niej czarną ręką trzymającą w garści zielone promienie. Symbol Bane'a...

Zaczął rzucać w nas groźbami, iż nas zniszczy, że nasza eskapada zakończy się tu i teraz. Wysłał na nas swe zmory. Zaprawdę musiał być zaskoczony jak szybko się z nimi uporaliśmy. Tak, iż nie warto tego nawet opisywać. Ich pan najwyraźniej postanowił się wycofać, gdyż po chwili już nie widzieliśmy go w zasięgu wzroku. Poleciliśmy Oswaldowi, by został na statku razem z Maralie. My zaś ruszyliśmy przeczesywać dolinę.

W całej dolinie roiło się od zmór oraz szkieletowych łuczników. Na ich nieszczęście dzierżony przez nas oręż był na tyle potężny, a ramiona na tyle silne, iż nie byli w stanie stawić godnego oporu. Imizael wraz z Alla'tharą odcinały kończyny i ćwiartowały ciała, Elendil dziurawił strzałami, a Delon pod postacią drzewca rozgniatał. Nie pobrudził sobie rąk tylko Eldillor przyzwawszy dwa cieniste stwory przemykające pomiędzy wrogami i posyłającymi ich do ziemi z której nie powinni powstawać.

W samotnej strażnicy położonej na zachodnim krańcu przełęczy natknęliśmy się na naszego starego znajomego, mianowicie Nathaniela. Towarzyszył mu dość porywczy mężczyzna, chcący szyć do nas z łuku na sam dźwięk otwieranych drzwi. Najwyraźniej był czymś zbyt zajęty, by wyjrzeć na zewnątrz i dostrzec pogrom w siłach wroga. Niemniej, nie mieliśmy czas na uprzejmości, to też od razu przeszliśmy do rzeczy, Nathaniel opowiedział nam o sytuacji, która tutaj zaszła. Pokrywała się ona z wersją Oswalda i poszerzała ją o ostatnie wydarzenia. Yuan-ti nie mogąc odebrać Iselorowi Klejnotu Serca zostawili go przy kamieniu i poczęli odcinać korzenie dębu, a kapłan Bane'a wskrzeszać zmarłych z cmentarza na przełęczy. Nathaniel rzekł, że najlepszym, wyjściem byłoby w pierwszej kolejności zajęcie się kapłanem, by nie zaskoczył nas atakiem z tyłu, kiedy my będziemy odpierać Yuan-ti. Trzeba mu było przyznać rację, to też w pośpiechu ruszyliśmy na cmentarz, z którego to Nathaniel ściągnął magiczną osłonę niepozwalającą reszcie nieumarłych się wydostać.

Za bramą cmentarza natrafiliśmy, wedle przewidywań, na jeszcze więcej zmór, lecz tak samo jak poprzednie nie stanowiły wyzwania. U wschodniego krańca doliny, w której położony był cmentarz, była jaskinia z której dochodziły jakieś głosy. Jednym z nich był ten należący do kapłan Bane'a, zaś pozostałe do reszty jego kohorty. Eldillor i Deldon szybko rzucili na nas niezbędne czary ochronne i weszliśmy do środka.

Wewnątrz natrafiliśmy na naszego starego znajomego w towarzystwie orogów oraz kilku cieni. Kapłan jak wcześniej zaczął rzucać w nas swymi groźbami, lecz my zdążyliśmy już go przejrzeć. Z resztą nie trzeba być neverwinterskim dyplomatą, by stwierdzić, że zwyczajnie kłamie ze strachu przed nami. Jakaż to ironia, że ten tytułujący się "Panem Strachu Bane'a" był trawiony przez strach. Nie spodobało mu się nasze stwierdzenie, to też, jak przewidywaliśmy, rzucił się na nas.
W pierwszej kolejności rzucili się na nas orogowie wojownicy i zagrodzili drogę, by ich pan mógł zacząć rzucać swe czary. Niektórzy z nich musieli się nieźle zdziwić, kiedy buli rozrzucani na wszystkie strony przez istotę uformowaną z czystego powietrza. Żywiołak Eldillora po raz kolejny nie natrafił na godnego siebie przeciwnika. Inni z kolei cofnęli się po tym jak jeden z ich towarzyszy został przysmażony przez wyładowanie wywołane samą obecnością Deldona. Inni padali pod ciosami kwasowej klingi Alla'thary, ostrza Imizael, czy moich obuchów. Zostali wyrżnięci tak szybko, że jedynym co zdążył zrobić kapłan było wezwanie mocy swego boga na pomoc. Nie zdało mu się to na wiele, możliwe też stracił łaskę swego nietolerującego porażek Bane'a, gdyż Imizael znalazła szczelinę pod hełmem i wraziła weń swą klingę, którą to w mig zalała posoka.

Jedno zagrożenie zneutralizowane. Teraz pozostało odeprzeć Yuan-ti.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Infinity Train – Recenzja

Infinity Train jest miniserialem stworzonym przez Owena Dennisa, wyprodukowanym i emitowanym przez Cartoon Network. Odcinek pilotażowy został ukazał się w 2016 roku, zaś premiera właściwego serialu nastąpiła 5 sierpnia 2019. Składa się on z 10 odcinków w formacie 11-minutowym, podobnie jak to miało miejsce z Over The Garden Wall . Produkcja opowiada o wędrówce dziewczyny imieniem Tulip, której celem jest rozwikłanie zagadki tajemniczego pociągu i wydostanie się z niego, co jednak nie jest takie proste biorąc pod uwagę nieskończone możliwości kreowane przez niecodzienne warunki występujące w nieskończonej liczbie wagonów. Od strony fabularnej Infinity Train jest serialem łączącym epizodyczność z ciągłą fabułą, bowiem każdy z odcinków prezentuje w swych ramach małą opowieść, jednocześnie składając się w jedną spójną historię. Postacie wielokrotnie odwołują się do poprzednich wydarzeń, co jest istotne zarówno w kontekście całej opowieści jak i rozwoju bohaterów.  Spogląda

Star vs The Forces of Evil [Sezon 4] – Odc.15 & 16 [spoilery] – przemyślenia

Spoilery! Rozwiązanie kwestii zdjęcia jest całkiem sensowne. Star się kończy. Oczywiście było to wiadome od zapowiedzi czwartego sezonu, ale odcinek 15 dobitniej mi to uświadomił. Wynika to z jednej strony ze spotkań z postaciami po powrocie na Ziemię oraz ukazaniem ich losów, tego w jakim kierunku skręciło ich życie. Jackie jest szczęśliwa i nadal lubi Marco, nie ma mu za złe ich rozstania. Alfonzo i Ferguson znajdują nowych znajomych do grania w D&D , co jest swoją drogą świetnym nawiązaniem do obecnej sytuacji Lochów i Smoków . Z drugiej mamy pożegnania na Mewni, które również pogłębiają uczucie końca, zbliżającego się finału. Mnie osobiście odcinki te się podobały. Bardzo miło było znów zobaczyć bohaterów, których nie widzieliśmy od dłuższego czasu oraz dobrze jest po prostu wiedzieć, że jakoś sobie radzą, że ich życie toczy się dalej i to całkiem pozytywne. Jednocześnie nie opuszcza mnie pewien smutek wywoływany zbliżającym się końcem. Pozostaje jedynie cieszyć si

Star vs The Forces of Evil – podsumowanie serialu

Dokonało się. Star vs The Forces of Evil doczekało się finału. Obserwowałem ten serial od 2 lat, na bieżąco oglądałem odcinki od połowy 3 sezonu, zacząłem udzielać się trochę w fandomie oraz pisać dedykowane mu notki na blogu. Nadszedł jednak czas podsumowań, konkluzji, tego by spojrzeć na niego w szerszej perspektywie, na to by wydać końcowy werdykt. Nie mówię tutaj, że recenzje poprzednich sezonów są nic nie warte, aczkolwiek SvTFoE nabrało nowego, kompletnego wydźwięku, kiedy mamy już wszystkie odcinki i koniec głównej opowieści. Większość moich myśli zawarłem już na streamie , gdzie wraz z Trikster oraz Odmówcą poruszaliśmy temat serialu. Mam nadzieję, że wyszło całkiem przyjemnie, zwłaszcza, że tamtego dnia miałem jeszcze spore problemy techniczne. Tak czy inaczej do zawartych w nim treści będę się częściowo odnosił, ale zamierzam skupić się na serialu jako całości .   Finał Zaczniemy jednak od ostatniego odcinka, który nie doczekał się na blogu osobnego omówienia.