7 Kythorn 1312
Powrót do Smoczego Oka nie był prosty. Nie mam tutaj bynajmniej namyśli krętych górskich ścieżek pełnych zdradzieckich odcinków, a przynajmniej w o wiele mniejszym stopniu, bowiem tym co sprawiało nam największe trudności była świadomość, iż wracamy do miejsca gdzie poległ nasz najwierniejszy towarzysz. Osoba nam bliska i niezastąpiona. Pewnego rodzaju ciężar począł ciążyć nam (mam tutaj na myśli siebie, Imizael, Deldona, a w szczególności Alla'tharę) na barkach. Do tej pory podążaliśmy przed siebie stawiając czoła wszelkim przeciwnościom i wrogom, lecz coś się zmieniło. Jeszcze jakiś czas temu walczyliśmy za sprawę o wielkiej skali, lecz teraz byliśmy również jej ofiarami. Już nie walczymy jedynie w obronie niewinnych i słabych (przynajmniej w części), lecz walczymy za osobistą sprawę. Nie wiem, czy to dobrze, czy emocje nie wezmą góry nad rozsądkiem i nie doprowadzi to do naszej zguby w postaci śmierci, bądź co gorsze, doprowadzi do tego, iż staniemy się podobni Isairowi i Madae. Staniemy się kimś ich pokroju, dla których istotny jest jedynie cel na końcu ścieżki. Ścieżki, która jest usiana cierpieniem i trupami... cierpieniem i trupami...
My... od dawna kroczymy już tą ścieżką...
8 Kythorn
Dotarliśmy na powrót do trzeciego poziomu Oka Smoka. Yuan-ti nie przygotowali tym razem komitetu powitalnego. Czyżby ich siły tak mocno ucierpiały w poprzednich potyczkach z nami? Było to możliwe, lecz o wiele prawdopodobniejszym było, iż wycofali się z wyższych poziomów, by przegrupować się na tych niższych.
Odnaleźliśmy miejsce, w którym poległ Elendil. Odmówiliśmy za niego modlitwy, każdy na swój sposób, po czym przystąpiliśmy do działania. Alzarze udało się rozbroić czyhające wszędzie pułapki i odzyskać potrzebną nam elficką klingę. Uznaliśmy, iż w pierwszej kolejności załatwimy tę sprawę, to też wycofaliśmy się na wyższy poziom.
Odnaleźliśmy Mandala, który rzeczywiście nie mógł opuścić świata żywych, a jego duch błąkał się w pobliżu swego niegdysiejszego ciała. W chwili, kiedy tylko zbliżyliśmy się z mieczem, Mandal zdał sobie sprawę z naszej obecności. Podszedł i kładąc dłoń na mym ramieniu podziękował. Wówczas stało się coś, czego absolutnie się nie spodziewałem. Otóż miałem poczucie tego, że wspomnienia Mandala wlewają się do mego umysłu, jak się w nim moszczom, by wreszcie stopić się z tymi należącymi do mnie. Ujrzałem jego ucieczkę, pościg i śmierć. Poznałem chwilę, kiedy stracił korzeń mandragory, jak również miejsce gdzie powinienem go odnaleźć. Gdzieś w pobliżu legowiska wiwerny. Następnie duch Mandala zniknął, a w raz z nim jego klinga.
Okazał się, że Mandal nie tylko mnie zaszczepił te wspomnienia, ale uczynił to również pozostałym.
Z niezbędną wiedzą odnaleźliśmy zagubiony korzeń i podmieniliśmy go w laboratorium. Od teraz tworzone tam wywary nie powinny dokonywać całkowitej przemiany tych, którzy je wypiją. Po drodze natrafiliśmy znów na Nathaniela, czy też jak się okazało na kogoś, kto się pod niego podszywa, czy też raczej podszywał, gdyż pozbyliśmy się go.
Odkrywszy jego farsę ukazał nam swoją prawdziwą postać, a mianowicie był on istotą o ciele humanoidalnego tygrysa. Eldillor rozpoznał w nim Rakshasę, złą magiczną istotę lubującą się w zwodzeniu nieszczęśników, którzy na nią trafią ku ich zgubie. Ten tutaj najwyraźniej pragnął przeczekać całe zamieszanie i być może dobrać się do nas w stosowanej chwili, lecz nasza błyskawiczna interwencja i przygotowanie na walkę sprawiły, iż nie zdołał wykorzystać żadnej ze swych magicznych mocy.
Komentarze
Prześlij komentarz