8 Kythorn 1312
Odpoczynek był zdecydowanie tym, czego potrzebowaliśmy. Czyhające zewsząd zagrożenie w postaci Yuan-ti oraz ich pułapek, a co za tym idzie potrzeba skupienia i pełnej uwagi, dały nam się we znaki w formie nie tyle zmęczenia ciała, czy też fizycznych ran, a przytłoczeniem umysłu. W takim wypadku remedium stawała się cisza oraz najmniejsze nawet poczucie bezpieczeństwa. Alzara wraz z Alla’tharą stanęły na warcie, byśmy my mogli ściągnąć ciążące pancerze.
Duszne i gorące powietrze unoszące się w jaskiniach Oka Smoka nie pomagały w swobodnym i lekkim oddychaniu, aczkolwiek na całe szczęście nie było to gorąco z dżungli, ani tamtejsza nieprzewidywalna ziemia.
Zjedliśmy posiłek złożony w głównej mierze z sucharów, wysuszonego mięsa oraz wody. Skromnie, aczkolwiek woleliśmy nie ryzykować z jedzeniem Yuan-ti, gdyż bogowie jedni raczyli wiedzieć co to może dokładnie być, a wnioskując po ich skłonnościach można by zapewne trafić na kawałek człowieka, albo elfa.
Deldon, jak to miał w zwyczaju, zaczął przyglądać się wszystkiemu wokoło, począwszy od najmniejszego kamyka, przez wyżłobione ręką naturą korytarze, aż po brudne od dymu sklepienia. Z tego co kiedyś opowiadał, jednym z jego obowiązków jako druida jest jak najlepsze poznanie wszelkich prawideł natury, a co za tym idzie wszelkich przejawów kreacji, zaczynając od ziarenek piasku z morskich brzegów, aż po nieobejmowalne wzrokiem puszcze i łańcuchy górskie. Od najdrobniejszego insekta, aż po największe ryby w oceanach. Oddawał się więc poznaniu i tutaj, badał skład ziemi, kondycję owadów, tropy, wpływ pogody oraz wszystko to, o czym zwykły śmiertelnik nie miał najmniejszego pojęcia, a co matka natura wykorzystywała bez ustanku w tańcu kreacji i destrukcji.
Przyznać to muszę przed samym sobą, że w pewien specyficzny, by nie rzec dziwny, sposób spisywanie niniejszej relacji, opisywanie dotyczących nas wydarzeń, sukcesów oraz porażek, rozterek i swawoli, dodaje mi otuchy. Pozwala uporządkować bezładne myśli, złapać oddech i raz jeszcze, tym razem na spokojnie, bez pośpiechu przyjrzeć się temu, co zostawiło się za sobą, bądź też zachować na wieczność, o ile niniejszy tekst dotrwa szczęśliwie do końca tej przygody, wszystkie radosne chwile.
Imizael z kolei zdecydowała się na drzemkę. Rozłożyła swoje posłanie i legła na nim, ułożyła się i wkrótce zasnęła. Kłębek, w który niejako się zawinęła dodawał jej specyficznego uroku. Zazwyczaj opanowana, odznaczająca się siłą i determinacją twarz Imizael wydawała się nagle bardzo delikatna, a opadające nań szare włosy nadawały aurę tajemnicy. Tajemnicy…
Muszę się przyznać, że tak naprawdę nie wiem o niej zbyt wiele. Oczywiście jest doskonałą wojowniczką dysponującą imponującymi umiejętnościami i tak dalej, ale tak właściwie to nie do końca wiedział co siedziało jej w głowie. Z jednej strony była opanowana, w pewien specyficzny sposób otaczała się aurą obowiązku, czy wręcz powołania, a z drugiej wyczuwało się w niej jakąś dzikość. Szczególnie dostrzegalne było to w samej walce, podczas to której była nieustępliwa, zajadła i nieustraszona. Teraz z kolei wyglądała na bezbronną jak każdy inny. Nie była każdym innym. Nawet wśród elfów czymś niezwykłym były szare włosy, zaś jej siła i szybkość zdawały się być czasami wręcz nadelfie. Zaprawdę mam mętlik w głowie, lecz wiem jedno. Nasz cel jest nam równie bliski, jak wielkie jest nasze oddanie sprawie.
9 Kythorn 1312
W okolicach północy przebudził mnie głos. Głos, który rozbrzmiał w mojej głowie, a który to rzekł mi, iż znalazł odpowiedzi na nasze pytania. Głos Nheero.
Komentarze
Prześlij komentarz