8 Kythorn 1312
Zrobiwszy swoje powróciliśmy na trzeci poziom Oka Smoka. Należało dokładnie przeszukać ten obszar i mieć baczność na pułapki. Już raz niezwykle boleśnie przekonaliśmy się, że można ich lekceważyć…
Badaniu poziomu przewodziła Alzara, gdyż posiadała
najbystrzejszy wzrok oraz doświadczenie w rozpoznawaniu wszelkiego
rodzaju mechanizmów. Najwyraźniej jej mrocznoelfie pochodzenie
sprzyjało tego typu talentom. Pytaniem było, czy to dobrze, czy też
niekoniecznie, wszakże opowieści o dwulicowym charakterze drowów
krążą po całych krainach, od dalekiego Calimshanu, aż po jeszcze
odleglejsze Thay, aczkolwiek w tamtych stronach mogą się z nimi
równać Czerwoni Czarnoksiężnicy. Z drugiej jednak strony
posiadanie za sprzymierzeńca kogoś o takim doświadczeniu w
intrygach, czy nieczystych zagrywkach może okazać się prawdziwym
błogosławieństwem, gdyż kto jak kto, ale drow powinien
rozpoznawać podstępy i wszelkiego rodzaju sztuczki.
Nie będę się teraz zagłębiał w szczegóły niniejszej
eskapady, bowiem nie widzę sensu w marnotrawieniu czas na opisywanie
zmagań z każdą pojedynczą pułapką, grupką wrogów, czy
znalezionym kamieniem szlachetnym. Opiszę jedynie największe
niebezpieczeństwa, istotne spotkania, czy też ważne odkrycia.
Na zachód od miejsca, z którego wycofaliśmy się ostatnim
razem, miało miejsce bodaj największa potyczka z Yuan-ti jaką do
tej pory stoczyliśmy. Odbyła się ona w pomieszczeniu niewątpliwie
służącym za kaplicę ofiarną, o czym świadczył bogato rzeźbiony
postument, którego blat pokrywała zaschnięta oraz świeża krew.
Widok o tyle makabryczny, iż sam ołtarz został wyrzeźbiony w
postaci grupy węży pożerających żywcem człowieka. Nie mieliśmy
jednak czasu na zbytnie przyglądanie się, gdyż zaraz zostaliśmy
zauważeni przez jednego z kapłanów, a ten niezwłocznie wezwał
strażników oraz sobie podobnych czcicieli Ssetha. Pomimo przewagi
liczebnej wrogów nie mieli oni z nami zbytnich szans. Nie obyło się
bez ran, ale błyskawiczne i niezwykle skuteczne ciosy Imizael,
Alla’thary oraz Alzary zachodzącej niepostrzeżenie wrogów z
flanki i wbijająca im sztylety w plecy. Do tego wszystkiego Eldillor
kreował chaos wśród nieprzyjaciół z pomocą swych przyzwańców.
Za kaplicą wpadliśmy na korytarz pełen pułapek, z których to
najgroźniejszą była ta zrzucająca w naszym kierunku kolejne
szlamy i galarety. Uporaliśmy się z tym problemem z pomocą
prostego rozwiązania. Mianowicie nasza piątka zajmowała szlamy
walką, a przy okazji pozbywała się ich raz, a dobrze, dając tym
samym czas i sposobność Alzarze do tego, by mogła się przekraść
i otworzyć przejście.
Największe problemy napotkaliśmy w miejscu będącym obok sali
ofiarnej. Ich skutkiem był zaklęty kryształ ustawiony nad
przejściem do miejsca, w którym to, jak przypuszczaliśmy,
znajdowała się dźwignia opuszczająca zwodzony most odgradzający
część jaskiń na tym poziomie. Ów kryształ został wyrzeźbiony
na podobieństwo wielkiego oka węża. W chwili kiedy tylko
którekolwiek z nas podeszło odpowiednio blisko umysł zostawał
wypełniony straszliwymi obrazami, a ciało odmawiało posłuszeństwa
i pomimo sprzeciwów ducha oddalało się od tego miejsca.
Próbowaliśmy różnych sposobów, od prób przekradnięcia się, po
magiczne osłony i błogosławieństwa, lecz nic nie zdawało
egzaminu.
Zrezygnowani postanowiliśmy poradzić się Nheero jak możemy
pokonać tą przeszkodę. W czasie podróży na wyższe poziomy
dosłyszeliśmy hałas rozchodzący się po jaskiniach na drugim
poziomie. Zlokalizowaliśmy jego źródło w laboratorium. Bez zwłoki
ruszyliśmy tam, by przekonać się, że oto alchemik Yuan-ti
powrócił do swojego miejsca pracy. Dając mu jasno do zrozumienia,
by z nami nie pogrywał przygotował wywar histachii dla Nheero (był
bardzo zdziwiony, iż potrzebujemy tej mikstury, ale zbytnio nie
protestował). Przy okazji skorzystaliśmy z tamtejszej aparatury, by
wykonać cztery fiolki z trucizną wiwerny. Doszliśmy do wniosku, iż
mogą być nam potrzebne na dolnym poziomie. Mianowicie natrafiliśmy
tam na dziwną pieczęć obudowaną czterema rurkami. Natomiast w
trzech częściach kompleksu jaskiń wpadły nam w oczy postumenty
wypełnione wodą, ale noszące na sobie stare ślady trucizny. Z
kolei wprawne oko Alzary dostrzegło, iż z postumentów rozchodzą
się rurki w kierunku dziwnej pieczęci. Wywnioskowaliśmy więc, iż
musi to być część jakiegoś rytuału, bądź zabezpieczenia, a
być może sposób na jego unieszkodliwienie, wszak Yuan-ti musieli w
jakiś sposób je wyłączać, by się nie pozabijać.
Zdobywszy co nam było potrzebne wróciliśmy do Nheero. Ten
niezwykle ucieszył się z naszego sukcesu. Nim jednak wypił ów
wywar zapytaliśmy go o klejnot, lecz niestety nie potrafił nam
odpowiedzieć jak się przezeń przedostać. Miast tego sam zapytał,
czy nie natrafiliśmy na jakąś bibliotekę Yuan-ti. Opowiedzieliśmy
mu więc o książnicy w laboratorium oraz drugiej na trzecim
poziomie. Dysponując tymi informacjami Nheero poprosił nas o to,
byśmy przeczekali gdzieś parę godzin, aż mikstura nie przestanie
działać, a on w tym czasie przeprowadzi swoje badania oraz dostanie
się do bibliotek poszpera w tamtejszych zbiorach.
Nie mając innego wyjścia ukryliśmy się w jednej z jaskiń na
pierwszym poziomie Oka. Prawdę powiedziawszy potrzebowaliśmy
odpoczynku, gdyż w licznych potyczkach nabawiliśmy się ran, a nasi
czaromioci zużyli większość swych mocy. Nie byliśmy bezbronni,
co to to nie, ale daleko nam było do pełnej skuteczności, jaką ma
się przy wypoczętym ciele i umyśle.
Podczas odpoczynku omawialiśmy dotychczas zdobyte informacje oraz
czyniliśmy plany oraz przewidywania na niedaleką przyszłość.
Komentarze
Prześlij komentarz