10 Mirtul 1312

Ściemniało się, to też postanowiliśmy wrócić do statku Oswalda, by uleczyć rany oraz odpocząć, a także przedyskutować cóż uczynić.
Dotarliśmy tam w porę, gdyż dwa wilkołaki próbowały sforsować wejście do statku, lecz nasz szybki atak wyeliminował zagrożenie. Wiedzieliśmy, iż może się to powtórzyć, to też wystawiliśmy wartę. Tymczasem reszta zajmowała się ranami, sprzętem, czy gotowaniem posiłku, a Oswald pracował nad pancerzami z żuków kopaczy. Szło mu to zaskakująco sprawnie. Rankiem miały być gotowe. Co jeszcze ciekawsze znalazł on elficką kolczugę, która musiała mu się gdzieś walać po statku, a która to odnalazła się przy kraksie. Podarował ją Imizael, na co ta zareagowała wdzięcznością oraz pewnego rodzaju zakłopotaniem. Nie wiedziałem o co chodzi, gdyż Oswald i Imizael przez chwilę wpatrywali się w siebie. Nie potrafiłem dojść do tego cóż mogły one oznaczać.
11 Mirtul 1312
Rankiem natrafiliśmy na ślady wilkołaków w niedalekiej okolicy od statku to też podjęliśmy decyzję, iż trzeba się z nimi rozprawić raz a dobrze. Zabłysnęła tutaj Imizael, która podzieliła się cennymi wskazówkami co do walki z likantropami.
Trop prowadził w pobliże obozowiska kupców, tak nam się przynajmniej na pierwszy rzut oka wydawało, lecz podróżnicy byli dość dziwni, zwłaszcza ich przywódca. Nie byłem jedynym, który miał takowe, zwłaszcza podstęp węszyła Imizael. Niemniej zamieniliśmy z nimi kilka słów. Dało nam to dość czasu, by odkryć, iż ich obozowisko rozłożone jest wokół wilczego legowiska, które zdradzało, iż mieszkał w nim ktoś inny aniżeli wilki...
Postanowiliśmy skończyć z podchodami. Zażądaliśmy wyjaśnień, zwłaszcza, iż ich ubrania były praktycznie takie sam jak wilkołaków, które zabiliśmy do tej pory. Mieliśmy rację, cała ta banda była wilkołakami, a ich przywódca chełpił się tym, iż zjeżdżają doń mieszkańcy całego Faerunu, by zostać "obdarowanymi" "darem" likantropii. Rozgorzała walka w której priorytetem było nie dać się ugryźć. Ogólnie rzecz biorąc wykazały się obie wojowniczki. Imizael niesamowitymi zdolnościami przewidywania ruchów przeciwników, a Alla'thara dzierżonym przez siebie ostrzem, które bez problemu przebijało się nawet przez przeklętą skórę wilkołaków. Mięso i kości ustępowały pod naporem kwasu.
Pozbywszy się zagrożenia ze strony wilkołaków ruszyliśmy na wschód gdzie chcieliśmy spotkać się z tymi druidami, którzy mieli rzekomo współpracować z Legionem. Tak Legionem, gdyż owa horda tytułowała się Legionem Chimery.
Na wschodzie natknęliśmy się na patrol łowców dowodzonych przez druidkę potrafiącą przybierać postać pantery. Wtedy to wyszedł im na spotkanie Deldon prosząc o rozmowę z arcydruidem, który przewodził ich społeczności. Nie bez wahania, lecz zgodzili się na to. Z tego co dało się zauważyć chcieli oni nas jedynie wypędzić, nie zaś od razu zabijać.

Druid szybko dołączył do nas. Pojawił się również Illium, lecz mimo prób przekonania, go, iż jeżeli pozwoli nam przejść zrzucimy z nich jarzmo Auril nie posłuchał. Rozgorzał bój.
Krogosh momentalnie cisnął w grupę druidów kulę ognistą zabijając większość na miejscu. Z drugiej strony nacierali kolejni, którzy starli się ze mną oraz Alla'tharą. Elendil ostrzeliwał w tym czasie łowców na pułkach skalnych.
Dla Deldona było to za wiele. Nie mógł pogodzić się, że do tego doszło. Przepełnił go gniew na który zareagowała chyba sama natura. Oto bowiem na atakującego go wilka uderzyła z ogłuszającym hukiem błyskawica niemal rozrywając go na kawałki. Ręce zmieniły mu się w pazury i ruszył w drogę do Illuma, by zmierzyć się z nim. Druidzi stawiali zażarty opór, lecz zaklęcia Krogosha, nie wierzę, że to piszę, dały nam przewagę. Tak samo było również z Deldonem ciskającym błyskawicami na prawo i lewo.
Nie bez żalu, ale dotarliśmy do wejścia wgłąb lodowca, a właściwie lodowego labiryntu prowadzącego do świątyni aurilistów oraz ogromnej lodowej ściany.
Warto również odnotować, iż pancerze stworzone z chityny żuków przez Oswalda okazały się niezwykle użyteczne w boju, a co najważniejsze zapewniały nawet większa ochronę nić nasze dotychczasowe wykonane z metalu, a przy tym mniej krępowały ruchy. Być może uderzenie w to gniazdo żuków jednak się opłaciło.
Komentarze
Prześlij komentarz